Wywierć dziurę w suficie!



Uwielbiam Muminki. Moja ulubiona bajka. Czasem czytam sobie jedną z książeczek o ich przygodach przed snem. Natknąłem się niedawno na opowiadanie, kiedy to Dolinę Muminków nawiedza powódź. Woda wszystko zalała, w tym wysoki dom muminkowej rodziny. W sumie, nie przeszkadzało im to. Mama Muminka traciła dech ze śmiechu (bo kuchnia wygląda tak inaczej pod wodą). Tatuś Muminka za to wpadł na pomysł, żeby wywiercić dziurę w podłodze, tudzież w suficie (bo wszyscy uciekli na piętro) i zanurkować do kuchni po kawę (poranek bez świeżo zmielonej kawy dla Muminka jest złym porankiem)…
I tu teraz  fragment opowiadania, który mnie poruszył:

   Często sobie myślałem – powiedział Tatuś Muminka – że każdy powinien czasami spojrzeć na swoje mieszkanie z sufitu, a nie tylko z podłogi. 
   - Masz zamiar… - zaczął Muminek z zachwytem. 
   Tatuś kiwnął głową potakująco, poszedł do swego pokoju i wrócił po chwili z piłą i świdrem. Wszyscy otoczyli go dokoła i ciekawie przyglądali się temu, co robił. 
   Tatuś Muminka uważał naturalnie, że rozpiłowywanie własnego sufitu to zajęcie trochę niesamowite, lecz jednocześnie sprawiające dużą przyjemność.

Bo może chodzi czasem o to w mojej i Twojej codzienności, żeby popatrzyć na nią, na swoje życie z innej perspektywy. Zazwyczaj – żyjąc w utartych, a łatwych schematach – patrzymy na swoje życie z podłogi. Skupiamy się na tym, co przyziemne. Owszem, to jest ważne. Ważne jest, że są problemy; że coś mi nie wychodzi; że dziecko chore; że kasy nie ma; że czeka mnie wieczorem wypad do teatru albo kawa w Starbucks’ie. ALE. To przecież nie wszystko. Można się zmęczyć. Oczy mogą się zmęczyć. Dusza się może zmęczyć.

Adwent, który już się kończy, to dobry czas żeby spróbować popatrzeć na swoje życie z sufitu, bardziej z Bożej perspektywy. Że może moja rzeczywistość może być inna, bardziej wypełniona życiem i inspiracją, niż jest w tej chwili. Że może nie jest aż tak źle. Że może jednak warto żyć. Że życie – jak mawia moja przyjaciółka – jest większe.

Jak to robić? Ano – i popieram to swoim doświadczeniem – zacząć od rozmowy z Nim: Budowniczym mojego mieszkania (życia). On wie, że mi czasem kuchnię zalewa, że w piwnicy mi śmierdzi, a na poddaszu czekają pudła książek do przeczytania (tudzież plany do zrealizowania). On wie, że jestem zmęczony. On wie, jak zrobić porządek.

Spojrzeć na swoje życie z sufitu, nie z podłogi, znaczy: dać sobie szansę na to, że jest Coś i Ktoś Więcej niż to, czego doświadczam w tej chwili. Że bez względu na to, jaka ciemność mnie teraz otacza, Światło istnieje.

Rozpiłowywanie własnego sufitu to zajęcie niesamowite. Bolesne. Ale też dające satysfakcję. Mogę to robić, bo On rozpiłował swój Sufit, stając się Człowiekiem. Spojrzał na świat i człowieka z innej perspektywy. No i osuszył świat z powodzi beznadziei.

Weź może spójrz na swoje życie razem z Nim. Z sufitu. Jeszcze w te ostatnie chwile Adwentu. No i później – jak Muminek – zanurkuj. Co potem? A zobaczysz…



Komentarze

Popularne posty