Nie zmuszaj. Zachwycaj!
Łukasz 9, 51-56
Czasem przychodzą do mnie nabożne matki i pytają, co mają
robić ze swoimi zbuntowanymi dziećmi, co do Kościoła chodzić nie chcą. Zapytują
mnie, jak mają swoje pociechy zmusić do uczestnictwa w życiu Kościoła. To ja im
wtedy mówię, że… NIC nie mają robić. Że nie mają zmuszać. Że to jest bez sensu,
przemocą ich rwać do Boga. Mówię, że
mają je kochać i dać im czas, pozwolić na ten czas poszukiwań.
No bo z Bogiem nie da
się na mus. Z Bogiem da się tylko na chęć.
To się dzieje w dzisiejszej Ewangelii: Jezus chcę się
zatrzymać u Samarytan, oni Go nie chcą, więc uczniowie chętnie by sięgnęli po
argument siły. Chętnie by Samarytanom wklepali za to, że Jezusa nie chcą
przyjąć. W ogóle, Żydzi z Samarytanami się nie lubili za bardzo. Stąd te nerwy.
A co robi Jezus?
W sumie nic. Idzie w
inną stronę. Idzie dalej. Nie zmusza do niczego.
Może masz w swoim środowisku ludzi, których byś chętnie
zmusił do swej racji, do wiary, do Kościoła, do czegokolwiek. Ale tak się nie
da. Tak się ludzi – przemocą – nie przekonuje.
Bo oni wtedy nie żyją w wolności, nie wybierają w wolności. Przekonywać można – sądzę – tylko w jeden
sposób: SWOIM ŻYCIEM.
Jak będziesz mieć na
gębie Jezusa, to ludzie sami przyjdą. Bo się zachwycą. Żyj więc tak, co by Ci
twarzyczka świeciła Bogiem. Reszta sama się dokona.
I zamiast ludzi
przekonywać, „gwałcić” swoją racją, weź ich kochaj. Zrób dobrej herbaty.
Uśmiechnij się. Pogadaj. Przedstaw swoje racje, ale nie rzucaj ognia. Módl się
za nich. Po prostu.
Wiesz, zafascynujesz innych Jezusem, kiedy sam będziesz Nim
zafascynowany. Może tak spróbuj.
+
Komentarze
Prześlij komentarz