Reanimuj mnie!



J 11,1-45

Miałem kiedyś takie dziwne bardzo doświadczenie. To była jedna z ostatnich operacji, z powodu złamania nogi, którą miałem zanim moja choroba się uspokoiła. Czekał mnie wtedy poważny zabieg, po którym dzisiaj mam płytkę w nodze. W czasie operacji, nie wiedząc czemu, odzyskałem świadomość. Jakby narkoza przestała działać. Tylko, że w taki sposób, że słyszałem co się wokół mnie dzieje, ale nie mogłem się ruszyć. Jakbym był zamknięty w jakimś kombinezonie. W pewnym momencie usłyszałem gwar i słowa: „on nie oddycha!”. I rzeczywiście, przestałem. I wiecie co? W ogóle mi to nie przeszkadzało. Leżałem sobie w tym „kombinezonie” i było mi totalnie obojętne, czy ja oddycham czy nie. Nie sprawiało mi to dyskomfortu. Potem,  zaintubowano mnie, i film mi się urywa.

Dziś niedziela, kiedy Boże Słowo mówi: chcę żebyś żył! Żebyś oddychał pełną piersią w życiu. Bogu nie jest obojętne to, że czasem umierasz. Tobie może jest, ale Jemu nie.

A umieramy. Fizycznie, i to nas bardzo lęka. Boimy się tej chwili, kiedy się skończy życie. Ale możemy jeszcze umierać w sensie duchowym. Przez grzech, złe wybory, styl życia, zniewolenia, chore myślenie. Chcę byś sobie dzisiaj zadał pytanie: czy czujesz, że żyjesz na 100 %? Czy masz frajdę z życia? Czy Ci jednak życie obojętne i masz jakiś letarg? Odpowiedzi są bardzo ważne, bo Bóg nie stworzył Cię do śmierci.

W Ewangelii Jezus robi rzecz, która mnie niesamowicie porusza. Staje przed grobem Łazarza i płacze. Stoi sobie razem z jego siostrami, u których pewnie niejedną herbatę wypił, i płacze. Bóg płacze nad grobem swojego ukochanego człowieka. Ja sobie myślę, że On czasem tak ma, kiedy patrzy na mnie: wzrusza się, ryczy, bo ja zamiast żyć, zajmuję się pierdołami i zabijam się powoli. Myślę, że On czasem płacze, jak patrzy na ludzi stojących w ławkach w czasie niedzielnej Mszy – bo zamiast widzieć nas żywych, widzi żywe trupy.

A On nie chce naszej śmierci. Nie dla niej nas stworzył.

Weź Mu dzisiaj opowiedz o swoim grobie. Ty już wiesz, co Cię sukcesywnie zabija. Przyzywanie Go do grobu jest pierwszym krokiem. A potem powiedz Mu: wierzę! Jezus mówi do Marty: „Ja jestem zmartwychwstaniem i życiem. Kto we Mnie wierzy, choćby i umarł, żyć będzie. Każdy, kto żyje i wierzy we Mnie, nie umrze na wieki. Wierzysz w to?”. Ona mówi, że tak i się dzieje czad.

Ks. Jan Kaczkowski na pytanie, co zrobić, żeby życie smakowało, odpowiedział: 

Przede wszystkim je jeść. I mieć na nie apetyt. Nie zapychać się byle czym. Szukać smaku w wielu wymiarach, tym podstawowym – smaku pysznych potraw, ale i w smaku intelektualnym, duchowym… nie zalewać sobie głowy, duszy i sumienia byle czym. Rozsmakować się w rozmowach, poznawaniu nowych ludzi i tym, co nas inspiruje.

Wiesz, ja myślę, że mamy dzisiaj epidemię w Kościele. Jest to epidemia bardzo niebezpiecznego wirusa: jest to wirus wisimizmu. Że mi relacja z Jezusem wisi. I jestem jak zombiak. A Jezusowi kompletnie nie o to chodzi, On chce żebyś wychodził z Kościoła pełen życia, z uśmiechem, z power'em, nadzieją! Jeśli tak się nie dzieje, to znaczy, że coś nie gra: i u Ciebie i u nas, księży. Trzeba szukać Jezusa. Dać Mu się ożywić.

Powiedz Bogu dzisiaj, który jest zatroskany o Twoje życie, że wierzysz. Bo to wiara w Jezusa-Pana pomaga zmartwychwstać z grzechu, lęku, smutku, egoizmu, słabości, niewoli. Powiedz Mu dzisiaj żeby Cię reanimował. Żeby wziął te swoje Boże elektrody i pierdyknął w Twoje serce. On już czeka obok. Potrzebna jest tylko Twoja zgoda.

Żyj! I rób to pięknie!

*

Obyś zechciał, Panie, przyjść do mego grobu, obmyć mnie Twymi łzami, gdyż w moich nieczułych oczach nie posiadam tylu łez, abym mógł obmyć moje grzechy. Jeśli będziesz płakał za mnie, będę zbawiony. Jeśli będę godny Twoich łez, pozbędę się fetoru wszystkich moich grzechów. Jeśli będę godny tego, byś choć przez chwilę zapłakał za mnie, wyprowadzisz mnie z grobu tego ciała i powiesz: „wyjdź na zewnątrz”, aby moje myśli nie zostały uwięzione w ograniczonej przestrzeni mego ciała, ale wyszły naprzeciw Chrystusowi i żyły w światłości. Kto myśli o grzechu, usiłuje zamknąć się w swojej własnej świadomości. Wywołaj więc na zewnątrz Twego sługę. Chociaż jestem spętany więzami moich grzechów, chociaż mam spętane nogi i związane ręce i pogrążony jestem w moich myślach i „martwych uczynkach” (Hbr 9,14), to na Twoje wezwanie wyjdę wolny i stanę się jednym ze współbiesiadników na Twojej uczcie. A Twój dom wypełni się cennym aromatem, jeśli będę strzegł tego, co zechciałeś odkupić (Św. Ambroży).



Komentarze

  1. Trafiłam tu przypadkiem. Po 6-7 latach bez spowiedzi, z kilkoma podrywami "Boże, ratuj!", które nigdy nie kończyły się powrotem do Kościoła. Sama nie wiem dlaczego to piszę, po prostu... proszę o modlitwę...
    A.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dobrze, że tu Pani trafiła. ja myślę, że On o Panią walczy. proszę się nie poddawać, mimo wszystko!
      omadlam, pewnie! :)

      Usuń
  2. Wzruszył mnie ten post. Dziękuję!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję za ten post,chyba faktycznie czasem potrzeba jakiejś elektrody,żeby poczuć,że się żyje.Ten post dzisiaj jest moją elektrodą :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty