no weź idź i głoś!
Mt 9,36-10,8
Czytam to Słowo i czuję, że Ono dzisiaj mocno wzywa. Żeby zleźć z
kanapy i pójść. Ale wiesz, tak na serio, pójść i głosić Jezusa. Sądzę, że On dzisiaj chce nas wyrwać z butów. Pobudzić
do tego, żeby naszą wiarę podać dalej.
Po prostu: On posyła. Każdego, bez
wyjątku. Idąc za Nim przychodzi taki moment, kiedy Jezus zaprasza do czegoś może
i trudnego: ewangelizacji. Wiary nie można zatrzymać dla siebie. Bo ona
wtedy pleśnieje.
Bóg posyła. Ciebie i mnie. Pomimo, że my czasem wątpimy w to Boże
posłanie i Boże działanie. Ja wątpię bardzo często.
I tu świadectwo. Jak On mnie
posłał do Łodzi.
Kiedy dostałem dekret,
pomyślałem: „Boże, dlaczego?! Przecież miało być, co innego!”. Nie słyszałem
dobrych rzeczy o tym mieście. A w sumie w ogóle go nie znałem… Przyjechałem do
Łodzi 25 sierpnia 2015 roku. Wysiadłem na jakiejś obskurnej stacji kolejowej
(chyba Żabieniec) i z ciężką walizką dowlokłem się do taksówki. Nocą zajechałem
pod bramkę na Łagiewnickiej. Przywitał mnie ksiądz Stanisław, którego parę
tygodni wcześniej przelotnie poznałem. Wpadłem do mojego pokoju i… było mi strasznie źle. To się
pogłębiało przez następne dni. Bo nikogo tu nie znałem. Bałem się swojej
posługi. Miałem do ogarnięcia mnóstwo spraw, i nie wiedziałem kompletnie jak
się za to zabrać. Bo do obrobienia były dwie szkoły. Bo miałem takie problemy
z kręgosłupem, że kwiczałem z bólu. I przez pierwsze dni, siadałem ja sobie na
podłodze nieurządzonego pokoju i ryczałem. Wrzeszczałem Bogu, że się pomylił. Że
po jaką cholerę mnie tu wysłał. Że ja se nie poradzę.
Naprawdę, nie widziałem żadnego
sensu swego bycia w Łodzi. Ale On
wiedział lepiej. Wiedział, co się przez te dwa lata zdarzy. Ile kapitalnych
spraw się zadzieje: dla ludzi i dla mnie. Te dwa lata pokazały mi, jak bardzo my się mylimy w swoich
założeniach. Że jak Bóg posyła, to
wie, po co posyła. Nawet, jeśli ja mam ochotę spierniczać. To wtedy trzeba
trwać.
*
Czytam tę Ewangelię i myślę, że
On wzywa: „idź i mów o Mnie!”. A dlaczego
masz mówić? Bo jest mnóstwo ludzi
znękanych i porzuconych w Twoim środowisku. Twojej pracy. W Twoim domu. Żyjemy
ewidentnie w epoce wszędobylskiej depresji, bo tak bardzo brakuje nam nadziei. I jeśli spotkałeś Jezusa, to On przez Ciebie
chce tę nadzieję w świat wlać. Bez względu na to, czyś kapłan, czy świecki.
Trzeba ruszyć tyłek i głosić Jezusa!
A co głosić? No właśnie to, że jest Ktoś taki w tym całym pokićkanym
świecie, kto „umarł za nas, gdyśmy byli jeszcze grzesznikami”. Świat potrzebuje
wiedzieć, że jest Ktoś, kto kocha za nic. Że przynajmniej przed jedną
Osobą nie muszę udawać, zasługiwać, się sprzedawać. Bóg kocha za darmo, do
szczęścia zaprasza. Całkiem za free. O, taka promocja!
*
Bóg jest tak bardzo delikatny w swoim przekazie. Mógłby nas walnąć
w te głupie łby (a najlepiej tych złych obok nas, co nie?) i siłą
zewangelizować. A jednak, On zawsze
wychodzi z pozycji propozycji. Najpierw do Ciebie. A jak ją przyjmiesz, to
przez Ciebie do innych.
Uważam, i znowu sorry za
wyrażenie, że chrześcijanin, który nie
dzieli się swoją wiarą, jest jedną wielką pierdołą. Wiara to nie sprawa
prywatna. Zbawienie nie jest produktem
kolekcjonerskim, który mogę zatrzymać tylko dla siebie. Nie. Jezus posyła.
Jeśli tylko się zgodzisz, zrobisz jakiś krok w tym kierunku, świat się zmieni.
Będzie czad.
Weź tylko Bogu pozwól przez
siebie działać, no!
*
Nikt wierzący w Chrystusa nie
może uchylić się od obowiązku głoszenia Chrystusa wszystkim ludziom”.
(JP II, Redemptor hominis).
Ty też nie.
+
Nawet jeśli trafi ksiądz do najgorszej parafii, gdzie nawet parafian nie ma - to jesteśmy jeszcze my.. Ci z internetu :) proszę pamiętać...
OdpowiedzUsuń