kundel Boży
Mt 15,21-28
Na rekolekcjach, które razem prowadziliśmy, o. Tomasz Nowak
OP opowiadał historię pewnej zakonnicy, z pochodzenia Żydówki, która
postanowiła pójść w ślady Jezusa. I była w tym bardzo specyficzna, ponieważ charakteryzowała
się niespotykaną szczerością, jeśli
idzie o relację z Jezusem. Przechodziła obok krzyża, przystawała i mówiła z
miłością: „Kocham Cię, Żydku!”. Albo brała listy od ludzi proszących o
modlitwę, kładła przy Tabernakulum i mówiła: „żebyś nie mówił, że nie
wiedziałeś!”. Albo – na starość złamała nogę. I bardzo się za to na Niego
wkurzyła. Całą noc, po tym złamaniu, darła się do Niego: „to ja Ci życie
oddałam, a Ty na takie rzeczy pozwalasz! Ty Żydzie!”. Rano pojawiła się w
kaplicy sama, a noga się zrosła. I to nie jest jakieś kato-fiction. To się
zdarzyło naprawdę.
Rozwala mnie ta jej szczerość. A o szczerość dzisiaj w ogóle Słowo nas pyta i o niej mówi.
Bo Bóg uwielbia,
kiedy jestem wobec Niego szczery, aż do bólu. Kiedy nie kręcę. Kiedy walę
Mu prosto z mostu. Kiedy przed Nim jestem sobą (bo przed Nim naprawdę mogę taki
być!).
W Ewangelii Kananejka.
Dla Żyda – poganka i ktoś gorszy niż taki pies, kundel co łazi po ulicy.
Dla Żyda ktoś gorszej kategorii, nieczysty. A w ekonomii zbawienia, tak patrząc
z lekka teologicznie, ktoś drugi w kolejce do zbawienia. Bo Żydzi mieli
pierwszeństwo, do nich Jezus wpadł najpierw. No i ona staje przed Nim i prosi. Wie, jak jest. Wie, że jest poganką. Że
jest słabo. Że jest takim szczeniakiem żebrzącym o okruchy. I co? I dużo!
On działa. Jezusa rozbraja ta jej
szczerość i daje jej doświadczenie zbawienia. Robi dla niej coś, czego ci
pobożni Żydzi nie byli w stanie przyjąć. A wszystko rozbija się o szczerość
wobec Niego.
A jak jest ze mną? Jaki
mam do Niego stosunek? Czy jestem człowiekiem szczerym w wierze? Ta szczerość
winna się rozlewać na całą relację z Jezusem. Gdy chodzi o modlitwę prośby (no
weź dej!), dziękczynienia czy przebłagania. W sensie, że nie udaję przed Nim kogoś innego niż jestem. Że kiedy się czuję,
jak śmierdzący kundel, to Mu to mówię, a nie zakładam maskę. Że kiedy chcę
spełnić marzenie o byciu tramwajarzem, to Mu to mówię i zapraszam do kabiny. I to Go wtedy rozwala, bo nie ma już
przeszkód, żeby działał.
Efekt takiej szczerości może być różny, i nie zawsze zgodnie
z moim oczekiwaniem. Bo Bóg to nie automat z Coca-Colą. Ale, taka szczerość do czegoś dobrego doprowadzi.
To weź się dzisiaj popytaj siebie samego o szczerość. Czy
udajesz przed Nim, czy nie. I szczerze Mu opowiedz, co Ci się dzieje w środku.
+
Chcę być jak Edith Stine...
OdpowiedzUsuńPiękne :)
OdpowiedzUsuń