Bóg nie jest samotny cz. II.
Bóg nie jest sam. Bóg nie jest samotny. Nie jest zazdrośnie
zamknięty w swojej egzystencji. Nie tylko dlatego, że nas stworzył, bo chciał
byśmy żyli w Jego obecności, i że mamy zawsze sobie powtarzać, że jest dla nas
jednocześnie ojcem, matką, a nawet uważnym małżonkiem… Przede wszystkim
dlatego, że od zawsze, jak mówi nam św. Jan, „Bóg jest miłością” (1 J 4, 8).
Jego miłość, która nie ma początku - bo jest od zawsze - wyraża się i oddaje Temu Innemu, który stoi obok Niego, a którego nazywamy Jego
Synem. Oni obydwaj dzielą wszystko - całą miłość jaką mają - z Trzecim, którego
nazywamy Duchem Świętym.
Zanim powstał człowiek, zanim Ty powstałeś, żeby się
miłością ludzką i Bożą zachwycać i jej doświadczać, Bóg po prostu jest. Od
zawsze i na zawsze. W Nim i między Nim krąży miłość. Ciągła, nieustanna
komunikacja. Ja sobie tak myślę, że istota Trójcy Świętej polega na tym, że Oni
Trzej mówią sobie cały czas: kocham Cię! A ja kocham Ciebie!
Bóg nie strzeże zazdrośnie tej miłości, którą w sobie ma.
Nie jest jak dziecko, które ukradłszy ciastko, chowa je w kieszeni, tak by mama
nie zobaczyła. Bóg chce się dzielić. Trójca chce się dzielić miłością i z tego
pragnienia powstał świat, stworzony został człowiek. To jest fundament. Cały
świat powstał z miłości – czyli pragnienia, żeby miłości doświadczać i nią się
dzielić.
Jezus pokazał, jak Bóg kocha.
W Piśmie czytamy, że:
Wielokrotnie i na różne sposoby przemawiał niegdyś Bóg do ojców przez proroków, a w tych ostatecznych dniach przemówił do nas przez Syna (Hbr 1, 1-2).
Przez wiele czasu Bóg przemawiał do
ludzi i w różny sposób starał się przekonać ich do miłości (pamiętasz historię
Izraela?). A człowiek jest uparty. Nie dowierza. Jakoś tak mamy. Potrzeba nam
dowodów na to, że Bóg kocha…Tym największym i ostatnim dowodem na miłość Boga
do człowieka, do Ciebie, jest Jezus Chrystus.
Jest taka prawdziwa historia. Był sobie rabin, który miał
syna. Chłopak ten miał jednak poważne problemy z samym sobą. Któregoś dnia, nie
wiadomo dlaczego, rozebrał się do naga, wyszedł do ogrodu, upadł na czworakach
i zaczął grzebać w ziemi, głośno przy tym gulgotając, jak indyk. Robił to
całymi dniami i tygodniami… Ojciec starał mu się pomóc, ale ani jego błagania,
ani pomoc specjalistów nic nie dała. Wreszcie przyjaciel rabina, widząc rozpacz ojca, zaoferował
swoją pomoc. Udał się do ogródka, ściągnął ubranie i zaczął gulgotać, jak ów
chłopak. Przez parę dni nic się nie zmieniało. Któregoś dnia przyjaciel rabina
zapytał chłopaka: „czy sądzisz, że byłoby w porządku, gdyby indyk założył
koszulę?”. Po paru minutach milczenia chłopak skinął twierdząco głową i oboje
koszule założyli. Minęło kilka dni i chłopak dał się przekonać, że indykom
wypada nosić również spodnie. I tak, powoli, przywrócił chłopaka do
normalności.
My
jesteśmy jak ten chłopak. Grzebiemy się w ziemi i w braku wiary w to, że
jesteśmy ważni: dla innych, dla Boga. Prawda o nas jest jednak taka, że
jesteśmy ważni. Kochani. Po prostu. Żeby nas o tym przekonać, Bóg w Trójcy
musiał zdecydować się na szalony krok: stać się jednym z nas.
Mnie to
zawsze zadziwia. Że Trójca Święta pozwoliła sobie na pewną separację, pewną
zmianę w sobie (bardzo to uproszczam, proszę nie posądzać mnie o herezje ;) ). Syn – choć wciąż
miał gorącą linię z Ojcem i Duchem – postanowił przyjść do nas i powiedzieć to,
co słyszał od Ojca i Ducha: kocham Cię! Kochamy Cię! Na tym, tak prosto mówiąc,
polega zbawienie: On przychodzi by mówiąc mi o swojej miłości do mnie, podnieść
mnie z mojego dna.
A
przecież każdy z nas ma swoje dno. Jestem pewien! Ja tu miło napisałem, a Ty czytasz... I ja i Ty mamy swój osobisty dramat, swoje małe podwórko, w którym
dreptamy na czworakach i dziobiemy tę ziemię. Nie jesteśmy wolnymi ludźmi, nie w
100 %. Każdy z nas z czymś się zmaga. Dla przykładu: alkohol, pornografia,
uzależnienie od opinii innych, poczucie bycia niekochanym, odrzucenie,
depresja, brak perspektyw na życie, smutek… trzeba się do tego przyznać, że są takie sprawy w moim życiu, które walą mną o
glebę. Czasem może tak mocno, że już mi się nie chce wstawać. Otwartość na
siebie w tej materii i szczerość jest krokiem do tego, żeby w Synu zobaczyć
Tego, który Cię wyzwala.
Dziś jest dobry czas, żeby przyjąć wolność, którą Bóg chce Ci dać. Tak konkretnie.
Możesz Synowi oddać to, co Cię zniewala. Od tego jest spowiedź, którą przecież
On wymyślił.
Pamiętaj, że chodzi o to, żeby chodzić z
Bogiem. Być z Nim. Tylko On może pomóc Ci dobrze żyć. W sakramentach daje Ci
pakiet startowy, czy też inaczej: doładowanie. Jest z Tobą. Ty jesteś z Nim
bliżej.
Zachęcam Cię byś tak przeżywał spowiedź, Mszę, modlitwę – jako ekscytujące
spotkanie z kochającym Cię Bogiem w Trójcy Świętej, który Cię nie potępia,
który chce się podzielić swoją miłością z Tobą.
Odwagi!
+
Przedostatni akapit - cudo! Nie dość, że cały pakiet z doładowaniem, to jeszcze absolutnie za darmo :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie,
Ina
http://pustastagwia.blogspot.com
Dzięki! ;)
OdpowiedzUsuń