Mój Wariat Założyciel
Apostoł Rzymu. Mistyk. Prekursor
apostolstwa świeckich. Zakochany w Maryi. Wierny Kościołowi. Przesiąknięty
Bogiem do ostatniej „suchej” nitki. A dla mnie jeszcze: Boży wariat, który
posługując się matematycznym znakiem nieskończoności, chciał wyrazić niezmierzoną
miłość Boga. Św. Wincenty Pallotii, wpierw ksiądz diecezjalny, z biegiem czasu
Założyciel Zjednoczenia Apostolstwa Katolickiego, a w nim Stowarzyszenia. W tym
krótkim rozważaniu nie będę rozwodził się nad jego bogatą – i ciekawą ! –
historią. W tym mogą pomóc dostępne książki. Ja chcę się podzielić jedynie
pewnymi myślami, refleksją nagromadzoną przez lata bycia w Stowarzyszeniu…
Boże mój, Miłosierdzie moje! Boże mój, Boże mój, Boże mój!
Pamiętam, jak w nowicjacie
zachęcano mnie do czytania Pism Pallottiego. Podobnie było i w seminarium. A ja
za każdym razem miałem obawy przed wzięciem książki w ręce. Bo jego zapiski są
trudne. To jedyny święty – jakiego znam – który co chwila kreśli znak
nieskończoności dla wyrażenia jakiegoś niesamowitego uczucia, które rozrywa mu
serce. Jak rozgorączkowany pasjonat, w istnej duchowej furii, pisze: Boże, Boże
mój, miłosierdzie moje nieskończone! Boże, Boże, Boże!
I chyba już wiem o co mu
chodziło; Pallotti był mistykiem. Zdarzało się, że „fruwał” nad dywanem. Ale co
ważniejsze, miał prawdziwe, mocne doświadczenie Boga. Boża miłość „rozrywała”
go wręcz na kawałki. Wszystko oddał Bogu, włącznie z sobą. Wszystko
podporządkował Jego planowi – i się nie zawiódł. Kochał Boga, a Bóg kochał Go,
bo Pallotti pozwalał się kochać. To doświadczenie – uważam – było konstytutywne
dla jego duchowej drogi i dzieł, które podejmował. Gdyby nie doświadczył Jego
miłości, nie byłoby dziś ZAK’u, Pallotynów (i mnie jako Pallotyna). Może i księgi liturgiczne
drukowałby kto inny, może i Sobór Watykański II odbyłby się w innym czasie?
Gdyby rzeczywiście nie doświadczył Miłości Trójcy, nie dzieliłby się Nią.
Miłość Boga wypchała Pallottiego poza ramy codzienności i schematów. Niosła go.
Inspirowała. Objawiała prawdę o nim i o świecie. Doprowadziła do świętości.
Obok tych nieskończonych wyznań
ciągle przewija się wincentowe przekonanie o swojej słabości, małości duchowej
(i fizycznej, wszak miał jedynie niewiele ponad 150 cm wzrostu!) i niegodności.
Gdy to czytać pobieżnie, można by stwierdzić, że gość miał mocną depresję. Ale
jednak nie. Znał po prostu prawdę o sobie. Wiedział, że Bóg stworzył go
cudownie, jednak grzech niszczy w nim tę cudowność, stąd wszystkie jego wysiłki
zmierzały do uświęcenia – siebie i drugiego człowieka. Pallotti to był człowiek
prawdy. A ta prawda wypływała z Bożej miłości i słów Objawienia. Może na
zakończenie tej myśli krótki wycinek z jego pism:
Ach, Boże mój! Z uwagi na to, kim jestem ja, a Kim Ty jesteś, czuję się zmuszony mówić: „Odejdź ode mnie, Panie, bom jest człowiek grzeszny!" [Łk 5, 8], a w tej samej chwili muszę Cię prosić: „Przyjdź, Panie, nie zwlekaj", podobny bądź do sarny i do jelonka [por. Pnp 2, 17], bo ani na chwilę pozostawać bez Ciebie nie mogę! Równocześnie zaś, o Boże mój, nie mogę się powstrzymać od tego, by Ci [że tak powiem] nie wyrazić współczucia, gdyż miłość nieskończona, jaką od wieków kochasz mnie miłościwie i samorzutnie, przymusza Cię do przyjścia do mnie i do pozostania ze mną, by mnie uczynić z sobą całym czymś jednym. Boże mój, miłość prowadzi Cię do kroków szalonych… (Wybór Pism, tom 3, 246c)
Rozkrzewiać wiarę…
Jest taka historia z życia
Pallottiego. Pewnego dnia udał się do szpitala w celu nawiedzenia chorych. Na
jednej z sal szpitalnych leżał człowiek, który na sam widok księdza szalał z
wściekłości. Pallotti nie mógł przejść obok niego obojętnie. Gdy podszedł do
chorego, ten miał ochotę rzucić mu mięsną wiązanką w twarz, ale Pallotii
powstrzymał go… biszkoptem. Bez zwłoki wetknął mu go w usta. A że miał kieszeń
pełną biszkoptów, amunicji mu nie zabrakło. Jednocześnie pokazywał mu krzyż,
obrazek Maryi, który zawsze nosił z sobą i skłaniał do spowiedzi i żalu za
grzechy. W końcu ów chory złagodniał. Wyspowiadał się, przyjął Namaszczenie i
Wiatyk. Zmarł w pokoju z modlitwą na ustach: „Jezu, Maryjo, Józefie św., bądźcie
przy mnie przy skonaniu!”.
Ta
historia jest dla mnie wyrazem pragnienia Pallottiego, żeby rozkrzewiać,
rozsiewać wiarę w Boga wszędzie, gdzie się tylko da. Nie można pozwolić, żeby
choćby jeden człowiek zginął na zawsze. Motywem takiego działania jest Miłość
Boga (wszak jedno z pallotyńskich haseł to Caritas Christi urget nos – Miłość
Chrystusa przynagla nas). Pallotti nie chciał wiary w Boga zostawiać dla
siebie. Chciał się nią dzielić. Chciał żeby ta wiara łączyła ludzi i prowadziła
do wiecznego szczęścia w Niebie – czyli do zbawienia. To pragnienie pchało go
do miejsc niełatwych i ludzi często nieprzychylnych. To pragnienie stało się
inspiracją do organizacji Epifanii, o których mówił cały Rzym. To pragnienie
pomogło w założeniu ZAK’u – czyli organu, który ma w sobie łączyć wysiłki
wszystkich ludzi, wszystkich stanów (duchownych na równi ze świeckimi) w
głoszeniu Chrystusa. Wiarę Pallotti traktował bardzo serio, wiedział że bez
niej życie człowieka jest jałowe i smutne… Nic go nie powstrzymywało przed
głoszeniem Chrystusa.
A co mi z tego na dziś?
Dzień 22 stycznia to wielkie
święto dla pallotyńskiej rodziny. Wokół tej daty krążą wydarzenia jego śmierci,
beatyfikacji i kanonizacji. Dzień, gdy warto sobie przypomnieć Założyciela i
dać mu kolejną szansę wpływu na naszą pallotyńską świadomość. Co roku, w tę
pallotyńską uroczystość zadaję sobie pytanie: czy Pallotti to święty na dziś?
Czy czegoś może mnie nauczyć? I coraz pewniej odpowiadam sobie na to pytanie
pozytywnie. Jest moim wzorem w głoszeniu Jezusa. Jest wzorem Bożego wariata. I
takiego Bożego uparciucha, dla którego nie ma spraw niemożliwych. Bo
niemożliwość odchodzi w cień, kiedy mówi się całym życiem Bogu „tak!”. Pallotti
jest świętym wielkiego „tak!”, powiedzianemu Bogu.
Zakończę jedną z moich ulubionych
myśli Pallottiego; niech to będzie inspiracja dla Ciebie, droga Czytelniczko,
drogi Czytelniku:
Szukaj Boga, a znajdziesz Go.Szukaj Go we wszystkim, a znajdziesz Go wszędzie.Szukaj Go w każdym czasie, a znajdziesz Go zawsze.
Życzę Krzysztof, aby Miłość Boga Ciebie również inspirowała do pięknego życia.
OdpowiedzUsuńSerdeczności :)
Ela