Nie musisz rozumieć. [ Kazanie pasyjne II ]
Na każde zaś święto miał zwyczaj uwalniać im jednego więźnia, którego żądali. A był tam jeden, zwany Barabaszem, uwięziony z buntownikami, którzy w rozruchu popełnili zabójstwo. Tłum przyszedł i zaczął domagać się tego, co zawsze im czynił. Piłat im odpowiedział: «Jeśli chcecie, uwolnię wam Króla Żydowskiego?» Wiedział bowiem, że arcykapłani wydali Go przez zawiść. Lecz arcykapłani podburzyli tłum, żeby uwolnił im raczej Barabasza. Piłat ponownie ich zapytał: «Cóż więc mam uczynić z tym, którego nazywacie Królem Żydowskim?» Odpowiedzieli mu krzykiem: «Ukrzyżuj Go!» Piłat odparł: «Cóż więc złego uczynił?» Lecz oni jeszcze głośniej krzyczeli: «Ukrzyżuj Go!» Wtedy Piłat, chcąc zadowolić tłum, uwolnił Barabasza, Jezusa zaś kazał ubiczować i wydał na ukrzyżowanie.
[ Mk 15, 6+ ]
Po wstępnym dochodzeniu Piłat
przekonał się, że Jezus jest wyjątkowy. Że przez to, co mówi i jak mówi, wznieca
spory religijne pomiędzy Żydami. Przed Piłatem jednak okazał się niewinny. Piłat, może tchórzliwie, może
dla świętego spokoju, chcąc nasycić krzyczący tłum pod pałacem, skazuje Jezusa
na ubiczowanie. Mimo, że wie, że jest niewinny.
W starożytności znano dwa rodzaje biczowań. Żydowski i
rzymski. Według żydowskiego sposobu
wymierzano skazańcowi 39 uderzeń. Było to biczowanie łagodniejsze od
rzymskiego, jednak sami Żydzi nazywali je „pośrednią śmiercią”. Skazańca
uderzano długim, giętkim prętem trzynaście razy w każde ramię i trzynaście razy
po lędźwiach.
Jezusa skazano na rzymski sposób biczowania, który był bardziej
zabójczy od żydowskiego. Biczował specjalnie do tego przygotowany człowiek,
którego nazywano – liktorem. Przy biczowaniu używał batogu – tak zwanego flagellum.
Była to krótka, drewniana pałka, do której przymocowywano rzemyki zakończone
ołowiem, kawałkami kości lub ogniwkami z żelaznego łańcucha. Prawo rzymskie nie
mówiło nic o ilości uderzeń, nie wymieniało części ciała, które wolno było bić.
Dlatego bito po całym ciele. O długości kary decydował trybun.
Na czas biczowania z Jezusa zdjęto tunikę. Ręce
przywiązano do niskiej kolumny. Stał w pozycji pochylonej. Żołnierz
przeznaczony do biczowania stał w odległości dwóch kroków od skazańca.
Rozpoczął swą pracę. W przypadku omdlenia do przytomności przywracano zimną
wodą. Z Chrystusowych ust wydobywał się tylko cichy, spontaniczny jęk bólu;
żadne słowo skargi ni gest protestu. Po jakimś czasie trybun dał rozkaz
zaprzestania kaźni. Ciało Jezusa było
zbroczone krwią, całe poranione, zmaltretowane, niepodobne do ciała człowieka…
Julka miała dwa latka, kiedy zdiagnozowano u niej nowotwór. Fachowo
określany: neuroblastoma. Nowotwór
złośliwy. Po diagnozie zaczęły się regularne wizyty w szpitalach na
chemioterapii. Potem przeszczep szpiku.
Pojawiła się nadzieja, że będzie dobrze. Ale, organizm przeszczep odrzucił.
Julka zmarła 26 października 2012 roku.
Julkę znałem osobiście, to córeczka
mojej kuzynki. Dziś – nie wątpię – prawdziwa
święta mojej rodziny. Pamiętam ją jaką dziewczynkę pełną energii. Wszędzie
jej było pełno. Uwielbiała
być z ludźmi. Być w centrum uwagi. Chodzić na spacery. Z opowieści rodziny
wiem, że przejawiała niespotykaną – czasem nawet u dorosłych – dojrzałość, głębię. I ja myślę, że ona
– mimo swoich trzech latek w chwili śmierci – była bardzo jezusowa. Niewinna.
Bliska nieba. Święta.
Tak być przecież, nie powinno. Julka powinna żyć. A Barabasz
powinien dostać baty, a nie święty Bóg, Jezus. Tak dyktuje nam nasza ludzka
sprawiedliwość, logika myślenia, serce... Nasze ludzkie patrzenie. W sumie, nie da się odpowiedzieć na pytania:
dlaczego? Czy mogłoby być inaczej?
Po co to wszystko tu mówię?
Bo i Ciebie życie biczuje. Często nie wiesz dlaczego. Jak
powiedziałem tydzień temu, i Ty jesteś na swojej drodze krzyżowej. Masz swój
Ogrójec – chwile, kiedy życie przygniata. Masz
i swoje biczowanie, kiedy życie zadaje Ci rany. Rany od ludzi, czasem tych najbliższych,
którzy przecież powinni kochać. Rany od
ludzi Kościoła, którzy winni Cię podnosić. Rany od męża, który Cię nie rozumie. Od dziecka, które się Tobą nie interesuje. Od współbrata, współsiostry w zakonie, którzy winni Ci nieść
Jezusa.
Ale są jeszcze rany najgłębsze – grzechu. Bo grzech to – w Bożej optyce patrzenia – koniec świata. Bóg ma wobec Ciebie jedno pragnienie: kochać Cię i Cię
uszczęśliwiać. A grzech temu pragnieniu mówi: NIE! Poradzę se sam! Nie
potrzebuję Cię! Jesteś grzesznikiem. Ja nim jestem. I jesteśmy w tym
czasem bardzo dobrzy. Jesteśmy zranieni.
Jesteśmy ubiczowani przez grzech i przez
jego konsekwencje…
I chcę Ci dziś powiedzieć, że nie jesteś sama, sam w swoim biczowaniu.
W tych chwilach, kiedy boli, kiedy znów
boli to, że sobie nie radzisz z grzechem nieczystości, kłamstwa, zazdrości
czy nienawiści. Kiedy czujesz się
odrzucony i niekochany. Kiedy powracają złe wspomnienia. Kiedy rany, które
masz bolą. Nie jesteś w tym sam bo jest
Jezus.
Prorok Izajasz o
Jezusie powie:
Spadła Nań chłosta zbawienna dla nas,a w Jego ranach jest nasze zdrowie. (Iz 53, 4)
Twoje rany mają sens dopiero wtedy, kiedy oddasz je Jezusowi. Kiedy
zobaczysz, że Twoje zdrowie, Twoje
uzdrowienie jest w Nim. Niesamowite jest to, że to w ranach Jezusa jest
zdrowie. Że w tym, co trudne,
ciemne, bolesne, kryje się światło i moc. Że w tym, co słabe, kryje się
zwycięstwo. Proszę Cię, popatrz tak
dzisiaj na swoje rany. Na swoje
ubiczowanie. Jako na wezwanie do bycia z Nim. Sam, sama nie dasz sobie
rady. Zapewniam Cię. Przez wiele lat próbowałem poradzić sobie sam z ranami,
które noszę. I dopiero kiedy idę do
Niego i mówię Mu: pomóż!, moje rany
stają się miejscem uzdrowienia.
Bóg nie zabiera ran w 100 %. Zostawia blizny. Zostawia pamięć. Ale pomaga wynieść z tego mądrość, miłość.
Może dziś swoich ran nie rozumiesz. Nie musisz. Nie musisz rozumieć cierpienia. Ważne, czy przeżywasz je z Nim.
Jak tydzień temu, tak i teraz Ci
powiem: On tu jest. Ten Bóg-Człowiek
ubiczowany. Który wie, że z ran wychodzi zdrowie. Że z męki i śmierci wychodzi zmartwychwstanie. Jezus nie tłumaczył
nigdy, jak się to wszystko dokładnie dzieje. Jezus pokazywał, że tak jest. Że życie i szczęście, uzdrowienie jest
możliwe.
Na pogrzebie Julki kapłan powiedział do zebranych ludzi takie słowa:
Julio, gdy już odpoczniesz w raju po
swojej ciężkiej chorobie, przyjdź i daj znak swoim pogrążonym w rozpaczy bliskim,
że trafiłaś do świata bez cierpienia i choroby, w którym jesteś szczęśliwa i
czekasz na spotkanie z tymi wszystkimi, którzy teraz za tobą płaczą…
Weź Go poproś by dał Ci znak, że jest coś więcej niż to, co boli. Poproś Go by to On zwyciężył grzech w Twoim życiu. By dał Ci doświadczenie, że jesteś kochany, kochana i że nie musisz
już się wić w niepewności. Bóg potrafi tylko kochać. I to chce zrobić z Tobą. Ukochać Cię. I z Twoich ran wynieść
uzdrowienie.
Po co są Twoje rany? Ponownie
powiem: sam, sama musisz to odkryć. Może po to, by nauczyć Cię kochać. I
pozwolić się kochać…
PS. Korzystałem z rozważania ks. P. Wesołowskiego, z www.parafiabogdanow.manifo.com/warto-przeczytac/biczowanie-pana-jezusa.
Komentarze
Prześlij komentarz