Poraniony Król. [ Kazanie Pasyjne III ]


Wtedy żołnierze namiestnika zabrali Jezusa z sobą do pretorium i zgromadzili koło Niego całą kohortę. Rozebrali Go z szat i narzucili na Niego płaszcz szkarłatny. Uplótłszy wieniec z ciernia włożyli Mu na głowę, a do prawej ręki dali Mu trzcinę. Potem przyklękali przed Nim i szydzili z Niego, mówiąc: «Witaj, Królu Żydowski!» Przy tym pluli na Niego, brali trzcinę i bili Go po głowie. A gdy Go wyszydzili, zdjęli z Niego płaszcz, włożyli na Niego własne Jego szaty i odprowadzili Go na ukrzyżowanie.  [ Mt 27, 27-31 ]

To miała być rozrywka dla żołnierzy, którzy w ten sposób urozmaicali sobie oczekiwanie podczas długich pertraktacji prokuratora z władzami i tłumem judejskim. Koronacja cierniem.

Prym w tym wiodła pewnie jednostka wojskowa z Cezarei, która towarzyszyła Piłatowi. W jej skład wchodzili również słudzy z Syrii, znani ze swojej nienawiści do Hebrajczyków. Tym można wytłumaczyć okrucieństwo drwin wobec "Króla żydowskiego".

Jezus został obnażony ze swoich szat, zarzucili na Niego wytarty wojskowy płaszcz w kolorze purpury, włożyli Mu na głowę koronę splecioną z cierni (w Palestynie rosną krzewy cierniste z kolcami dłuższymi od palca u ręki). Badając Całun turyński można stwierdzić że tych ran na głowie mogło być nawet około 50. Ponieważ pod skórą na głowie znajduje się sieć unerwienia i naczyń krwionośnych, korona cierniowa powodowała rozdzierający ból oraz obfite krwawienie. „Jeżeli weźmie się pod uwagę, że na skórze głowy na 1 cm² znajduje się 140 punktów wrażliwych na ból, to można sobie wyobrazić ogrom cierpienia Chrystusa w czasie tragicznej koronacji” – tak napisał L. Coppini, dyrektor Instytutu Anatomii Uniwersytetu Bolońskiego. Dalej, żołnierze zainscenizowali parodię oddawania królewskich honorów. Coś na rodzaj komediowej ceremonii konsekracji króla.

Towarzyszyły temu splunięcia i uderzenia trzciną po głowie oraz ośmieszające przyklęknięcia. Jezus nie reagował. Nie robił nic. Pozwalał, by robili wszystko, co chcieli. Stał się zabawką w rękach ludzi. Bóg stał się zabawką w rękach ludzi…

Wracaliśmy wtedy z Centrum Zdrowia Dziecka. Ja i dwóch współbraci. W szpitalu odbywaliśmy swoje praktyki, które zazwyczaj polegały na zabawie z dziećmi, rozmowach z rodzicami, czasem na cichej modlitwie, wysłuchaniu, cichym przytuleniu. A więc, wracaliśmy warszawską 525’tką z Miedzylesia do Centrum Warszawy. W autobusie wybraliśmy miejsce dla czterech osób, kiedy usiedliśmy, jedno pozostało wolne. Nikt jednak nie chciał usiąść obok nas. Może ludzie się bali. Może nie lubili księży. Nie przejmowaliśmy się ludzkimi spojrzeniami. Głośno rozmawialiśmy o tym, co spotkało nas w szpitalu. W pewnej chwili przysiadł się do nas chłopak, Janek. Ubrany w skórzaną kurtkę, na głowie nieład włosów, uszy przebite, wory pod oczami. Siedział w milczeniu przez większość drogi. Ale w końcu się odezwał. I walnął z grubej rury: proszę księży, ja kiedyś wierzyłem w Boga. Byłem nawet ministrantem. Ale teraz nie mogę. Nie potrafię. Nie chcę. Bo jaki Bóg pozwala na to, żeby moją dziewczynę – do której właśnie jadę – zgwałcono kilkakrotnie w parku?! Co za Bóg zsyła takie rzeczy!? Ja nie wierzę w takiego Boga! Zamurowało nas. Porozmawialiśmy. Powiedzieliśmy, jaki jest nasz Bóg, jaki jest Jezus Chrystus. Że pomimo wszystko – kocha. Jankowi daliśmy obrazek z Jezusem miłosiernym i zrobiliśmy znak krzyża na czole. Wyszedł z autobusu spokojniejszy, choć wciąż cierpiący…

A jaki jest Twój Bóg, w którego wierzysz? Owszem, jesteś chrześcijaninem, katolikiem, teraz siedzisz na Gorzkich Żalach przed Najświętszym Sakramentem, ale pytam Ciebie i siebie: jaki jest Twój Bóg? Kogo widzisz, kiedy próbujesz sobie Go wyobrazić?

Sprawą szalenie ważną w życiu duchowym jest obraz Boga, jaki nosimy w głowie i w sercu. To jest punkt startowy. Fundament. Obraz Boga jest bardzo ważny w przeżywaniu wiary, w naszym życiu i rozwoju duchowym; ma ogromny wpływ na nasz stosunek do samego siebie, do innych ludzi, do świata.

Bo może wydaje Ci się, że bóg jest sympatycznym dziaduniem, który siedzi na jednej z miliona chmur i Cię obserwuje. Gdy robisz coś dobrego – uśmiecha się, gdy zrobisz głupotę, ściąga brwi i burczy pod nosem. Taki bóg - nie istnieje.

Może Twój bóg to tyran. Krwawy despota, którego jedynym celem istnienia jest zrobienie Ci na złość; czyha na twoje porażki i karze za każdy błąd. Może myślisz, że uwziął się na Ciebie. Że ma cię głęboko w poważaniu. Że nie zależy mu na Tobie. Jest Twoim rywalem, który jest zazdrosny o Twoje dobre samopoczucie, radości i sukcesy. Taki bóg - nie istnieje.

Może jest też tak, że jest taką meduzą – niby jest, ale mu nie zależy. Stworzył Ciebie, stworzył świat i tyle. Zapomniał o Tobie. Nie interesuje się Tobą i Twoimi bliskimi. Taki bóg - nie istnieje.

I w końcu, może to taki bóg-słodziak. Obojętnie, co zrobisz, on Ci przytakuje. Zawsze jest po Twojej stronie, zawsze się uśmiecha, zawsze mówi miłe słówka. Nie wymaga od Ciebie żadnego wysiłku, rozwoju. Nie przeszkadza mu, że grzeszysz. Nie chcesz by czegokolwiek od Ciebie wymagał. Tak naprawdę to jest mu obojętne, co zrobisz. Taki bóg - nie istnieje.

Zapraszam Cię – w czwartą niedzielę Wielkiego Postu – do porzucenia dotychczasowego myślenia o Bogu. Jeśli jest destrukcyjne. Bo może masz już dość tego bagażu, może czujesz, że żyjesz w jakimś kłamstwie. A przecież – prawda zawsze wyzwala, jak czytamy u św. Jana. Zawsze. Poznanie prawdziwego oblicza Boga, może Cię wyzwolić z Twojej niewoli i niemocy.

W liście do Kolosan możemy przeczytać o Jezusie takie słowa: On jest obrazem Boga niewidzialnego (Kol 1, 15) –  jeśli chcesz wiedzieć, jaki jest Bóg, musisz spojrzeć na Jezusa. Musisz otworzyć Pismo i poczytać, kim jest Jezus, co robił, co mówił, z kim przebywał.

Dzisiaj spójrz na Jezusa Ukoronowanego. Cierniem. Z trzciną w ręku. Z narzuconym na rany żołnierskim płaszczem. To jest Twój Bóg. Taki jest Twój Bóg. Pokorny. Który pozwala się bić. Opluć. Dlaczego na to pozwala? Tylko z powodu miłości. Gdybyś nie był ważny, ważna, On by tego nie wytrzymał, tak myślę.  Inaczej by tego nie zrobił. Twój Bóg, jest Bogiem, który przed niczym się nie cofa, żeby tylko udowodnić Ci, że warto żyć, i dobrze żyć. Że warto kochać. Że warto trzymać się Go, nawet jeśli wiele nie rozumiesz. Twój Bóg pozwala się obedrzeć z godności, z mocy, z szacunku tylko po to by Ci udowodnić, że jest. Że kocha.

Cierń to coś, co może się wbić mocno w ciało. Powodować ogromny ból. Ciernie z korony Jezusowi wbijały się w głowę. Tkwiły mocno. Może i Ty masz jakiś taki cierń, albo ciernie, jakieś takie cierpienia, które od wielu lat Cię dręczą. Może ktoś nałożył na Ciebie koronę cierniową. Może ktoś wbił w Ciebie swoje ciernie braku akceptacji, nienawiści…

Bo może masz teraz jakiś dramat w życiu. Może dzieje się coś takiego, co sprawia, że w Bogu widzisz oprawcę – tak jak Janek z warszawskiego autobusu. A co jeśli On, chce usiąść z Tobą w Twoim dramacie i Ci pokazać, że to wkrótce się skończy, że On wie, że trzyma rękę na pulsie?

I jeszcze coś. Król to ktoś, kto panuje. W kościelnym słowniku jest takie wyrażenie, żeby „Jezus był królem naszych serc”. Owszem, brzmi to niezbyt. Nie lubię sam za bardzo tego określenia. Ale jest prawdziwe. W 100%. Król panuje. Król ma moc. Twój Bóg ma moc i chce panować w Twoim życiu. Tylko, że On to robi zawsze za Twoją zgodą. Nie na siłę.

W rozważaniach męki Jezusa pisarze chrześcijańscy podkreślają, że Jezus przyjmuje koronowanie cierniem i wyszydzenie swojej królewskiej władzy za grzechy ludzkiej pychy. Pycha polega na tym, że ja wiem lepiej. Jak ma wyglądać moje życie. I może przez to tak bardzo mną telepie, tak bardzo się w swoim życiu szamoczę, bo mój plan nie jest dobry.

Może już dzisiaj jest czas, żeby oddać Temu Poranionemu Królowi kontrolę. Dobremu Królowi. Który wie, jak to jest. Który widzi dalej i lepiej niż Ty. Teraz przed Nim siedzisz, klęczysz. Weź Mu oddaj tę kontrolę. Niech Ci się serce w końcu uspokoi.


/ +

Komentarze

Popularne posty