Żarcie czekolady.
Słyszałem kiedyś taki kawał, a
może to nawet prawdziwa anegdotka.
Pewnie Ci znana. Że była sobie pewna siostra zakonna. I że śpiewała piosenkę: pytasz, skąd ja mam ten entuzjazm? Pytasz,
skąd ja mam ten entuzjazm? To Jezus, to Jezus, daje mi ten entuzjazm. Wszystko
byłoby by fajnie i pobożnie, gdyby nie fakt, że śpiewała to z takim głosem, jakby jej ktoś właśnie kota zabił. Wiele
by można o tym śpiewie rzec, ale nie to, że niesie z sobą entuzjazm…
Dzisiaj jest niedziela entuzjazmu. I Bóg tego entuzjazmu dla Ciebie
chce. Chce radości. Ale takiej prawdziwej, nie podrabianej, nie takiej
szybkiej, nie takiej z hipermarketu.
My często mylimy radość z przyjemnością. A TO NIE JEST TO SAMO. Zróbmy
więc małą rozbiórkę tego tematu. Jaka jest różnica między pierwszym a drugim?
Przyjemność jest bardzo pospolita,
osiągalna dla każdego. Każdy łatwo i szybko przyjemność sprawić sobie może. Wystarczy,
że zeżrę tabliczkę czekolady (co sam
często praktykuję) i już jest przyjemnie. Albo dobry film. I już. A radość… Radość natomiast jest trochę
arystokratyczna, nieosiągalna dla wszystkich od tak (bo wielu z nas to
lenie). Nie wystarczy tutaj tylko
zaspokojenie jakiejś potrzeby czy popędu…
Dalej, przyjemność osiągalna jest wprost. Po coś sięgam i już, nie potrzeba
wielkiego wysiłku. Radość zaś nie jest
na wyciągnięcie ręki. To bardziej konsekwencja
określonego stylu życia, opartego na miłości. Jak kocham, to potrafię się radować. Nie ma radości bez
miłości. I odwrotnie.
Trzecia sprawa:
przyjemność jest chwilowa, często trwa
tylko w czasie wykonywania danej czynności, radość zaś trwa długo. Nawet bez przerw.
I ostatnia
rzecz: przyjemność tak trochę zamyka na
dalszą perspektywę. Bo można się
zatrzymać na zeżarciu czekolady i już. To pragnienie tej czekolady może
przysłonić mi inne, głębsze pragnienia. A czasem nawet popchnąć w uzależnienia
różne. Radość natomiast, popycha w
realizację tych głębokich pragnień, które tam w sercu masz. Ona umacnia
wolność. Człowiek wolny i radosny potrafi realizować najgłębsze ideały i
marzenia. Nawet jeśli mu czasem brak czekolady…
O taką radość Jezusowi chodzi. Jak tak czasem patrzę na siebie, na
ludzi w kościelnych ławkach, to ja widzę jakieś zombii chodzące, a nie
oszalałych z radości chrześcijan. A jak jest
z tą Twoją radością dzisiaj?
Skąd brać tę radość? Prosta wskazówka
jest w tych dzisiejszych czytaniach: z bliskości z Jezusem. Sofoniasz mówi: Twój Bóg jest pośród Ciebie! Psalm:
Bóg jest między nami! Paweł: Pan jest blisko, radujcie się! I Jan Chrzciciel: Idzie
mocniejszy ode mnie! To Słowo tak mi się kojarzy z takim dzieckiem, które z niecierpliwości przed
otwarciem prezentu nie potrafi usiedzieć na miejscu. Te czytania są dziś
takie pełne radosnej niecierpliwości
i mówią: On jest! On idzie! Wow! Paruzja wkrótce…! To taki manifest radości do smutnych chrześcijan:
weź się uciesz. Uraduj. Nie bądź smutas. Nie smutaj. Bądź radością!
I jeszcze że: Bóg jest blisko Ciebie! Tego Twojego życia,
jakiekolwiek ono teraz jest. Cokolwiek tam dziś przeżywasz, On jest. Może
masz doła, może masz na głowie porządki przed Świętami, może jakaś choroba Ci
się przyplątała, może jakaś śmierć, a może wszystko jest po prostu dobrze. I w tym wszystkim jest On. Pan jest blisko
Ciebie!
A jeśli masz dzisiaj problem z radością, bo może Ci nie wychodzi,
to proś Go o taką postawę. Po prostu.
Nie o głupkowatą wesołkowatość, ale postawę
radości. Pogodności. Otwartości na Niego. Naprawdę, nie chodzi Mu w Twoim
życiu o ciemność… Radość bierze się z
obecności. Więc pobądź z Nim. Dzisiaj. Jutro. W ogóle. Nasiąknij Nim. Wtedy
radość przyjdzie. Nawet jak jest ciężko, bądź. Paweł radzi przecież: proś i
dziękuj, w każdym położeniu. Od razu. Jak mój Pallotti, Założyciel, który
dziękował od razu za wszystko.
Bardzo lubię to angielskie
słówko, rejoice, które pojawia się w angielskich przekładach Pisma. Znaczy:
ucieszyć się, uradować, rozradować,
ucieszyć na nowo. To On chce Ci dziś
zrobić: ridżojsować, ucieszyć na nowo. Odnowić Ci serducho. Tak by te Święta
nie były żarciem czekolady, a czymś głębszym. Odnowieniem serca. Najpierw
Twojego, a potem Twoich ludzi.
I tak na koniec… Jak czeka mnie coś ważnego, to ja nie mogę
spać całą noc. Jak miałem święcenia to nocy specjalnie nie przespałem. Jak jadę
do ukochanych przyjaciół, przeżywam to już dzień wcześniej. Wiercę się w
oczekiwaniu. Tak trzeba się wiercić w
oczekiwaniu na Boga. Który przyjdzie. I już jest. W paruzji, w Komunii św.,
w pokoju serca, w uśmiechu żony.
Wierć się. I ucz się od Niego
radości. Weź pozwól Mu się rozradować.
+
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń"Kto nie kocha, ten cierpi i nie ma w nim radości. Kto kocha, ten ma w sobie radość także wtedy, gdy cierpi."
OdpowiedzUsuńPiękne rozważanie i jakie prawdziwe...niech Cię Bóg Błogosławi księże Krzysztofie +
OdpowiedzUsuńcenne przemyslenia o radości : http://mieczducha888.blogspot.com/2015/11/jak-nie-bac-sie-wojny-krachu-ciezkich.html
OdpowiedzUsuń