Weź to ogarnij!
Pewien o wiele starszy człowiek
ode, Staszek, powiedział mi kiedyś, że: „rodzina,
to jest wtedy, kiedy ludzie siadają razem do stołu”. Te słowa zapadły mi w
pamięć może dlatego, że parę tygodni po ich wypowiedzeniu, Staszek przegrał
wojnę z ciężką depresją i popełnił samobójstwo…
Dzisiejszy dzień, Wielki
Czwartek, to takie przycupnięcie do
stołu z Jezusem, przy którym wiele się dzieje. A to, co się dzieje, to jest nie do ogarnięcia. Naprawdę,
mówię do Was i czuję, że tego nie ogarniam. Że w ogóle najlepiej byłoby
gdybyśmy w ciszy wszystko przeżyli. Sobie posiedzieli. Bo to, co Jezus dziś robi, jest ponad miarę niezwykłe, piękne i… trudne.
Trudno ogarnąć ten gest umycia nóg. Bo nogi w tamtej kulturze myli niewolnicy swoim panom. Nikt przy
zdrowych zmysłach takiej roboty się nie łapał. No bo stopy są przecież różne. Mogą być ładne i zgrabne, mogą być i takie
niezbyt przyjemnie w dotyku i zapachu. Te stopy
to symbol ludzkiej kondycji. A ona
czasem jest słaba. Jezus pochyla się
dziś do tego, co w człowieku obrzydliwe, słabe, może i wstydliwe, żeby to podnieść.
Żeby Ciebie podnieść. Ten gest to
streszczenie Bożego Miłosierdzia. Tak Bóg podchodzi do Ciebie. Weź
sobie wyobraź, jakby to było gdyby teraz do Ciebie podszedł i powiedział: „daj
tę stopę. Umyjemy. Daj to, co Cię wstydzi. Ogarniemy!”.
Trudno ogarnąć ustanowienie Eucharystii. Że chleb i wino stają się
Ciałem i Krwią. Teologicznie można to wszystko ładnie rozpracować, powiedzieć,
że to jest ta transsubstancjacja, która sprawia,
że Jezus jest realnie obecny w Chlebie i Winie. Jezus wiele razy o tym
mówił. Że tylko posilając się Nim, Jego
Ciałem, można żyć naprawdę. Myślę, że tu
chodzi o jedną ważną rzecz. O bliskość. Ciała się nie oddaje komuś, z kim się nie chce być blisko. Są tu
zakochani, małżonkowie… przecież nie chcemy oddać się nikomu pierwszemu,
lepszemu. Nie lubimy, kiedy dotyka nas ktoś, kto nas zranił. Bo chcemy dobrej, mądrej bliskości. Jezus też
chciał być blisko. Wiedział, że tej
bliskości będą potrzebować Jego uczniowie. I umożliwił nam to każdego dnia.
To On wymyślił Mszę Świętą.
No i trudno – a mnie szczególnie – ogarnąć kapłaństwo. W Wielkim Czwartku
widzi się jego początek. Jezus powierza w
ręce słabych ludzików ogromną moc; moc, którą ma tylko Bóg. Kapłaństwo jest
piękne, ale z kapłanami, to już różnie bywa. Są i święci, są i tacy jakby
mniej. Ale dobrze, że są. Że przez nich, przez nas, Bóg może podnosić ludzi.
Wyjątkowość chrześcijaństwa
pośród innych religii, polega na tym, że to Bóg się tu o człowieka stara. Do niego wychodzi. I to wychodzi poza granice, schematy,
przyzwoitość. Bo to nie jest normalne, co się dziś dzieje. Ale jest tak
bardzo potrzebne.
Bóg, który zniża się do Twoich obrzydliwości, by Cię podnieść. Bóg, który karmi Cię sobą i który potem
krąży Ci (dosłownie!) w żyłach. Bóg,
który zabiera grzechy przez pośrednictwo grzesznego mężczyzny. Ogarniasz
to?! Ja nie. Ale Bóg ogarnia.
Weź w to Triduum, w tych dniach pomyśl o tej niezwykłej i szalonej
bliskości Jezusa. Do Ciebie. Może w te dni będziesz miał fajne emocyjki, a
może i nie. Może rodzinnie to będą dobre Święta, a może kompletna klapa. Może w
niedzielę spadnie śnieg, a może będzie prażyć słońce. To wszystko jest drugorzędne.
Najważniejsze jest, że On po raz kolejny
przypomina i powstając z martwych przekonuje Cię: jestem. Myślę o Tobie. Chce dobrze dla Ciebie. Kocham.
Rodzina to jest wtedy, kiedy
ludzie zasiadają razem do stołu. A szczęście to jest wtedy, kiedy można przy
tym stole czuć się dobrze. Siedzisz teraz przy stole z tyloma ludźmi. Ale
siedzisz przede wszystkim z Nim. Z Bogiem oszalałym z miłości do Ciebie.
Ogarniasz to?!
+
Komentarze
Prześlij komentarz