Leć na bezczela!



Łukasz 11,1-13

Ewidentnie żyjemy w dobie wszechobecnej elektroniki. I ona się nam wpycha w tak ważne i prozaiczne sprawy, jak codzienne spotkania. Obserwuję to u innych i u siebie samego (niestety). Idziesz na kolację/na piwo/na rozmowę i zamiast się skupić w 100% na osobie obok, skupiamy się na swoich smartphone’ach. Zamiast słuchać i rozmawiać z bliską osobą, czuwamy czy przypadkiem nie wyskoczyło nam powiadomienie na Fejsie. Wbrew zasadom savoir-vivre, kładziemy komórkę na stole, co by niczego nie przegapić. Mamy naprzeciw siebie kogoś chętnego do rozmowy, kontaktu, relacji – a mimo to gapimy się w szklany ekran, bo a nuż coś "ważnego" nam umknie…

Z modlitwą mamy jak w powyższym. Bóg chce się z nami spotkać, chętny jest do rozmowy, kontaktu, a my Mu „walim” książeczką do nabożeństwa w twarz. I odchodzimy zadowoleni, że spełniliśmy „chrześcijański obowiązek”.

A w modlitwie nie chodzi przecież o klepanie nabożnych tekstów. Chodzi o budowanie: relacji, siebie, życia na Nim.

Święty Jakub pisze:

Modlicie się, a nie otrzymujecie, bo się źle modlicie, starając się jedynie o zaspokojenie swych żądz [ Jk 4, 3].

Z modlitwą czasem nie wychodzi, bo źle do niej czasem podchodzimy. Bo w ogóle jej nie czaimy. A przecież modlitwa to jest naprawdę źródło niezłego power’a. A jak tak nie jest, to może znak, że się źle modlisz. Że coś nie trybi.

Mój znajomy, ksiądz powiedział kiedyś, że: jeśli twoja duchowość nie sprawia, że lepiej żyjesz, że głębiej oddychasz, że się rozwijasz, to taka duchowość jest do dupy. Z modlitwą jest podobnie. Jezus dał jej przykład i do niej zachęca, bo wie, że możesz w niej i dzięki niej znaleźć siłę do pociągnięcia swojej codzienności (bez względu na to, kim jesteś, moja Czytelniczko/ mój Czytelniku).

Wejdźmy w tekst Ewangelii.

Mamy wyjątek z Łukasza, który lubuje się w pokazywaniu Jezusa w sytuacjach, w których się modli. Dla Łukasza Jezus jest mistrzem modlitwy. Jezus chwyta się modlitwy w najważniejszych wydarzeniach swego życia i przed ważnymi decyzjami. Co chwila ucieka na bok, żeby się modlić.

Łukasz pokazując takiego Jezusa, daje jakby pstryczka w nos chrześcijanina i mówi: hej, Ty też tak masz mieć! Dla ewangelisty modlitwa to sposób na wytrwanie w trudnych doświadczeniach życiowych, kiedy życie boli albo przerasta. Modlitwa to droga, na której chrześcijanin staje się jak Jezus i zaczyna żyć, jak On. To sposób na napełnianie życia sensem.

Nie ma jakiegoś ogólnego przepisu na dobrą modlitwę. Różne są jej formy i sposoby wyrazu. Ale jest jedna – MEGA – istotna rzecz. Żeby modlitwa była owocna to trza zacząć od tego słowa, od którego zaczyna Jezus: OJCZE.

Jezus tak zwracał się do Boga: Ojcze. Po aramejsku: abba. A na polski zdrobniale: tata, tatuś. Tak zaczynał Jezus i tak nauczył Apostołów. Żeby Twoja modlitwa była dobra (sensowna), to spróbuj sobie uświadomić, że w niej spotykasz się z Kimś, kto jest Ci bardzo bliski, Kto jest blisko Twego serca, Kto patrzy na Ciebie bardziej niż życzliwie i chce dla Ciebie dobrze. To jest w ogóle świetny punkt wyjścia. Bo jakąkolwiek formę modlitwy potem przyjmiesz (siedzenie w ciszy, różaniec, litania, modlitwa Jezusowa, medytacja i inne), to wszystko będzie się kręcić wokół tego: Bóg jest dobry, chce dla mnie dobrze i wie, jak o mnie zadbać.

Modlitwa więc to bardzo prosta sprawa: spotkanie z Bogiem, pobycie z Nim, pogadanie, "polampienie" się na Niego, posłuchanie Go.

Po co się modlić? Ano chociażby po to:

- Modlitwa pomaga złapać dystans. Do tego całego zgiełku, który Cię otacza w pracy, w rodzinie. Ona uwalnia od pokusy ciągłego bycia z innymi, stałej aktywności. Pokazuje, kiedy innym się dawać, a kiedy od innych brać.

- Pomaga spotkać się ze sobą. Jesteśmy dziś nieźle zakręceni (często na własne życzenie). A modlitwa sprawia, że mogę trochę w siebie wejść i odkryć, czego mi dziś potrzeba i, co się we mnie dzieje.

- Pomaga podejmować ważne decyzje – sam Jezus modlił się przed podjęciem takowych. W modlitwie mogę popatrzeć z szerszej perspektywy na to, co mnie czeka i z większym „luzem” podejść do tematu.

- W modlitwie możesz odstawić wszystkie maski, którymi się zasłaniasz. Tam – przed Nim – nie trzeba udawać. Na modlitwie uczysz się siebie, bo Bóg widzi Cię prawdziwie i nie odrzuca.

- Modlitwa daje doświadczenie spokoju, porządku, prawdziwej wolności. Dzięki niej łapie się dystans do tego, co myślą o Tobie inni. Nabierasz też w niej siły do realizacji swojej życiowej misji!

- I – to jest ważne – ona pomaga trwać przy Bogu. Bo chodzenie za Jezusem, sama nawet modlitwa, nie zawsze wiąże się z doświadczeniem pokoju. Czasem boli. Czasem trzeba na modlitwie nieźle walczyć (np. gdy chodzi o podjęcie ważnej decyzji). Niejednokrotnie na modlitwie doświadczysz ciemności. Momentów, kiedy wydaje się, że to wszystko jest bez sensu, że modlitwa skierowana jest w jakąś próżnię. Chwil, kiedy wydaje się, że Bóg ukrył się za jakimś murem i se milczy. Chwil, kiedy będzie Ci samotnie i nieszczęśliwie; kiedy przyjdzie lęk. Modlitwa – nomen omen – daje wtedy siłę, żeby to przetrwać i wytrwać przy Bogu w utrapieniach.

*

W tej przypowieści, którą Jezus opowiada, jest ciekawe słowo: natręctwo, gr. anaideia, co dosłownie tłumaczy się jako: bezczelność. Ten przyjaciel był bezczelny, bo wiedział, że w prawdziwej przyjaźni można sobie na to pozwolić, że przyjaźń czasem wymaga trudnych ofiar.

Jezus mówi wprost: Bóg jest Twoim przyjacielem. Nie przeciwnikiem. W modlitwie zwracaj się do Niego, jak do przyjaciela. I możesz być bezczelny. Możesz lecieć na bezczela w relacji z Nim. Na modlitwie można wszystko. Masz nerwa? To się wnerwiaj przed Nim. Masz radość? Módl się tańcem i śpiewaj. I w tym wszystkim ufaj. We wszystkim pukaj do drzwi swego Bożego Przyjaciela, nawet w sytuacjach krańcowych.

Bo Bóg wtedy otworzy Ci drzwi, swe Serce i da to, czego potrzebujesz. Czasem da Ci to inaczej niż to sobie wyobrażasz, ale zawsze o Ciebie zadba. Żadna prośba, którą do Niego zanosisz, żadne uwielbienie, żadne dziękczynienie nie pozostanie bez echa. Bóg ostatecznie daje to, czego w głębi serca potrzebujesz. Na tym polega wytrwałość – że ja nie przekonuję Go czego mi dziś potrzeba, ale odkrywam, co dla mnie jest najważniejsze i że On umie się tym właściwie zająć.

Bo Ty dziś może byś chciał tylko cukierka. A On Ci pokaże, że tak naprawdę tęsknisz za tym, żeby postawić fabrykę cukierków.

Bóg jest dobrym Ojcem i nie chce dla Ciebie źle.

Więc - Ufaj. Daj sobie i Jemu czas.

*

I jeszcze Hołownia na koniec. Niech to będzie taki Twój konkret na ten tydzień. Spróbuj:

Wśród wspinaczy obowiązuje zasada: żeby się wspinać, trzeba się wspinać. Podobnie jest z modlitwą: nie ma lepszej metody , by nauczyć się modlitwy i przekonać się, czy lepiej żyje się z nią, czy bez niej – niż po prostu zacząć się modlić.
Jak zacząć? Najprościej (…). Podstawowa zasada: „często, ale nie dużo naraz”. Gdy dopiero zaczynasz się modlić, możesz wpaść w pokusę duchowego obżarstwa, próbować załatwić wszystkie ważne sprawy od razu. To ślepa uliczka (…). Co robić, żeby dobrze robić? Odwołam się do świata najbliższych mi skojarzeń – a moje życie zasilane jest z dwóch źródeł. Pierwsze to modlitwa, drugie: jedzenia ciasta. Otóż, z modlitwą jest zupełnie jak z ciastem. Żeby powstało, musisz mieć foremkę i wsad. Oraz zapewnić odpowiednią temperaturę przez określony czas, żeby urosło.
Co to jest foremka? Nie pobożne książeczki pełne słów, sekretnych kodów, które bezbłędnie wyrecytowane odpalą rakiety Bożej łaski. Forma to miejsce i czas. Znajdź miejsce, gdzie będziesz się spotykał z Tym, z kim chcesz się spotkać. Kąt pokoju, krzesło przy biurku, ale je wyznacz. Nie fetyszyzuj postawy, z czasem odkryjesz, czy lepiej ci jest się modlić na klęczkach, na siedząco, na stojąco, czy co minutę zmieniać położenie. Przyjmij jedną zasadę: módl się w takiej pozycji, w jakiej przyjmujesz gości (…).
Umów się z sobą, że spróbujesz się modlić pięć minut dziennie, ale regularnie. Jeśli dojdziesz do wniosku, że potrzebujesz dziesięć, daj sobie dziesięć.
Jeśli nie wiesz, co w ogóle podczas tej modlitwy się robi, możesz podeprzeć się prostym schematem, trzema prostymi słowami: pomóż, dziękuję, wow!
Potrzebujesz pomocy? Nie ściemniaj od wejścia, że przychodzisz powinszować imienin. Nie podlizuj się, nie proponuj Bogu łapówek, nie samoponiżaj się. Wal prosto z mostu, mów, co się stało, co i gdzie cię boli. Pokaż rany. Odwiń bandaże.
Nie podpowiadaj Mu, co ma ci przepisać. Nie podsuwaj narzędzi, gdy operacja już trwa, nie zrywaj się, by udzielać konsultacji. Jesteś u lekarza, nie u cukiernika ani wulkanizatora, On wie, co robić, ty pokaż ranę, zaufaj i pozwól się leczyć.
[ Sz. Hołownia – Holyfood ( w ogóle polecam tę książkę! ;) ) ]



Komentarze

  1. Z okazji imienin życzę Księże Krzysztofie
    wytrwałości, spokoju, pogody ducha,
    a przede wszystkim wielu Łask Bożych,
    mocy Ducha Świętego i opieki Matki Bożej - Sylwia

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty