Po co łazić za Jezusem?
Mateusz 19,27-29
Uprawiamy jogging albo chodzimy do siłowni po to, żeby zrzucić trochę
sadełka. Auto tankujemy po to, żeby miało na czym jeździć. Do sklepu leziemy, bo trzeba kupić, co konieczne do codziennego funkcjonowania. Ot – rzecz
wiadoma. A za Jezusem idę, bo…?
No właśnie, po co?
Po co idziesz za Jezusem? Dziś warto sobie na to
odpowiedzieć. Co Ci daje trzymanie się
Jezusa w codzienności? Jaki jest bilans Twojego chrześcijaństwa? Jakie w
związku z nim masz zyski, a jakie są Twoje straty?
Odpowiedź na pytanie: po
co? jest istotną odpowiedzią, bo – jeśli jest prawdziwa i głęboka – pomaga się Go trzymać. Szczególnie
wtedy, kiedy przyjdą straty. A przyjdą. Chodzenie za Panem to nie sielanka, to
nie życie na duchowym haju. To orka
czasem jest.
Chodzenie za Nim
wiąże się nieuchronnie z traceniem: czasu, relacji, planów, pieniędzy itd.
I żeby łatwiej było tracić (po to, by potem zyskać), warto odkryć co mnie napędza
do łażenia za Jezusem.
Dla mnie odpowiedź na pytanie: po co? – brzmi: bo warto. Bo daje mi
to poczucie sensu. Bo pokazuje mi, że życie ma sens, pomimo swych
ciemniejszych odcieni. Bo odkrywam, że warto
się starać, nawet jak się czasem nie rozumie. Bo chodzenie za Nim daje pełnię, nasycenie, których nie potrafię
znaleźć w ludziach (nawet mi bliskich) czy rzeczach. Bo chodzenie za Nim daje
mi nadzieję, że do czegoś sensownego
mnie On zaprowadzi. Nawet, jeśli czasem nie ogarniam.
I jeszcze rzecz jedna.
Każda strata na rzecz
Jezusa jest w sumie pozorna. Bo coś tracisz, żeby potem zyskać. Inwestujesz w Jezusa, ryzykujesz, a potem
są takie odsetki na Twoim koncie, że wow! Każda strata dla Jezusa, mimo, że
boli, jest warta swej ceny, bo za nią
kryje się jakaś inna pełnia – większa i lepsza od Twoich wyobrażeń czy
zachcianek.
Dla mnie jako księdza te słowa Jezusa do Piotra, że będzie
miał stokrotnie więcej – sprawdzają się w konkretach. Nie mam żony i dzieci
(choć bardzo bym chciał) – ale staję się przewodnikiem i czasem ojcem dla setek
ludzi. Nie zbudowałem swego domu – ale mam dziesiątki miejsc, gdzie mogę się
zatrzymać i poczuć jak u siebie. A to tylko rzeczy codziennie, ziemskie. Na tym
wszystkim jest najfajniejsza wisienka – relacja z Jezusem, On sam. Normalnie
WOW.
Z Jezusem warto
tracić, żeby zyskać. Bo On się lepiej na życiu zna, niż Ty sam/a. Weź ufaj.
Ucz się tego zaufania. I pozwól Mu Cię obsypać niespodziankami.
+
Kiedy człowiek oddaje swoje serce temu, co stało się jego "bogactwem", może być pozbawionym mądrości. Nic, co jest na świecie, nie może być dla mnie dobrem większym od Boga. Bogactwo jest źródłem trosk, zmartwień. Co jest dla mnie przeszkodą w miłowaniu Jezusa? W jakich sprawach znalazłem upodobanie? Jakie rzeczywistości intronizuję w sercu? Co miłuje moje serce? Co stało się moim bogactwem? Wydaje się, że trudności człowieka, zależne są od tego, co stało się jego bogactwem [ o. J. Pierzchalski SAC ]
Komentarze
Prześlij komentarz