Jak dziecko!


Mt 19,13-15

Mało (chyba) już jest parafii, w których nie znajdzie się „Msza dla dzieci”. Ot, taki twór, co by dzieciaki trochę oddzielić od mądrych dorosłych, co by im na Mszy nie przeszkadzały.  Pewnie, rozwrzeszczany niemowlak, czy ruchliwy trzylatek, może zabić skutecznie nasze skupienie w czasie Eucharystii. Ale może i wiele nas – dorosłych nauczyć.

Zdarza się, że na Mszy, którą celebruję, są dzieciaki. I mi specjalnie nie przeszkadzają. Patrzę na nie i się fascynuję. Bo ich zachowanie w czasie Mszy jest niezłą podpowiedzią, jak wobec Boga się zachowywać.

Dzieci (zazwyczaj) są otwarte, spontaniczne, emocjonalne, bezkompromisowe, bezczelne, czułe, zainteresowane. Jak im coś nie pasuje, to dają temu głośny wyraz. Jak się chcą śmiać, to leją się na cały kościół. Jak chcą wleźć pod ołtarz, to wlezą. Zero „wstydu”. Dzieci mają to „fajne” coś, co my dorośli zatracamy (z czasem). Dzieci są sobą. Nie udają.

No i takim trza być w swoim chrześcijaństwie. A przynajmniej próbować, albo w ogóle uczyć się na nowo, jak się już zapomniało, co to znaczy być spontanicznym. Kiedy Jezus zachęca żeby być, jak dziecko by wejść do Królestwa (Mt 18, 3), nie zachęca do dziecinności czy infantylności. On zachęca do ufności. Szczerości. Prawdy.

Pozwól sobie na szczerość z Jezusem. Boli Cię? To Mu to wywal. Masz radość? To Mu to zatańcz. Nie chce Ci się? To też Mu to po prostu powiedz.

Rzuć się Mu na ramiona, jak dziecko. Dziecko nie kalkuluje czy warto. Ono wie, że warto. Rzuca się w ramiona w ciemno. Bo ufa.

Masz takie dziecko w sobie. Tylko trzeba je odszukać. 

Powinniśmy stawać się jak dzieci. Dlaczego? Kiedy człowiek staje się jak dziecko doświadcza w sercu, że Bóg jest Jego Ojcem. Jest otwarty na Niego, zdolny do powierzenia się Jemu, a przede wszystkim ufa Bogu. Dobro, które jest w nas, dary otrzymane od Boga, aby mogły w nas się rozwijać powinny być umacniane błogosławieństwem, czyli modlitwą.
Zawsze, kiedy chcemy zbliżyć się do Boga, aby stawać się jak dzieci, spotkamy się z przeszkodami zewnętrznymi lub wewnętrznymi. Największą przeszkodę nosimy w sobie, a jest nią opór przed modlitwą (szorstko zabraniali im tego). Ten opór to działanie w nas tego, co jest nieufnością, zamknięciem się, brakiem zależności przed Bogiem, nieposłuszeństwem wobec Niego. Opór jest zamierzeniem, aby nie dopuścić do bliskości z Jezusem.
Potrzeba wytrwania w pragnieniu bliskości z Jezusem, pragnieniu modlitwy. Jezus pokona opór, nie my. Odnosimy zwycięstwo będąc do końca w zależności od Pana. Bóg nie może oprzeć się temu, co jest w nas wołaniem o Jego błogosławieństwo [o. J. Pierzchalski SAC ].
 

+

Komentarze

Popularne posty