Gdy Ci smutno, gdy Ci źle… Dziękuj Bogu, nie daj się!




Łukasz 17, 11-19


Trąd w starożytności uważany był za jedną z najstarszych chorób zakaźnych dotykających człowieka. Do zakażenia może dojść poprzez bezpośredni kontakt z osobą zakażoną. Współcześnie trąd, wykryty we wczesnej fazie, jest chorobą uleczalną. Choroba atakuje przede wszystkim skórę, nerwy obwodowe, błony śluzowe górnych dróg oddechowych oraz oczy. Nieleczony trąd może powodować stopniowe i trwałe uszkodzenie skóry, nerwów kończyn i oczu [ks. A. Ligęza SP].

W Starym Testamencie trąd był synonimem wykluczenia społecznego. Jak ktoś chorował na trąd (bądź inną chorobę skórną – wtedy jeszcze nie odróżniano trądu od innych chorób), to wywalało się kogoś takiego poza osadę (co by innych nie zaraził), kazało mu się mieszkać na pustkowiu, nie mógł pracować (ale mógł żebrać) i miał krzyczeć: „nieczysty!” by inni się do niego nie zbliżali… Obraz rozpaczy dodatkowo wspierało żydowskie przekonanie, że trąd to kara za grzechy, że Bóg kogoś takiego odrzuca. Normalnie wielka bida z nędzą.


Prawo nakazywało: „Trędowaty, który podlega tej chorobie, będzie miał rozerwane szaty, włosy w nieładzie, brodę zasłoniętą i będzie wołać: "Nieczysty, nieczysty!" Przez cały czas trwania tej choroby będzie nieczysty. Będzie mieszkał w odosobnieniu. Jego mieszkanie będzie poza obozem.” (Kpł 13,45n) Nakazując uznanie trędowatych za nieczystych, Prawo miało podwójny wymiar. Z jednej strony chroniło ludzi zdrowych przed nieuleczalną chorobą, z drugiej strony odwoływało się do doświadczenia trądu jako kary za niewierność Bogu [ks. M. Warowny].

No i takich ludzi mamy dzisiaj w Ewangelii. Jezus – wbrew zakazom – spotyka się z nimi: życiowymi outsiderami i przegrywami, i ich uzdrawia (w ogóle, On nieraz dotykał takich ludzi – wystarczy przewertować Ewangelie). To jest bardzo wymowny obraz. Może szokujący. Tym bardziej, że w centrum uwagi stoi Samarytanin, czyli ktoś, kto dla Żyda jest wrogiem i śmieciem. A Jezus go chwali i uzdrawia do końca. Bo gość doznał pełnego uzdrowienia dopiero, jak wrócił do Jezusa i Mu dziękował za oczyszczenie (uzdrowienie fizyczne). Tamci tego nie doświadczyli, bo nie dziękowali…

Można chorować na trąd fizyczny. I to jest masakra. Ale można i chorować na trąd wewnętrzny, dotykający serca, sumienia, duszy. Ci ludzie z Ewangelii chorowali – sądzę – na oba rodzaje trądu. Jednak tylko jeden z nich wyzdrowiał do końca, wyzdrowiał na duszy, bo sobie pozwolił na ważny krok: na wdzięczność.

Wdzięczność zdaje się być kluczem do pełni uzdrowienia.

Paweł pisał do chrześcijan w Tesalonice:

Zawsze się radujcie, nieustannie się módlcie! W każdym położeniu dziękujcie, taka jest bowiem wola Boża w Jezusie Chrystusie względem was [1 Tes 5, 16+].

I to jest chyba taki mega wielki konkret dla nas: dbać o wdzięczność, co byśmy byli zdrowi.

Bóg chce Twojego zdrowia. Twojego szczęścia. On jest tym, który ma moc Cię uzdrowić. Ale potrzebuje Twojej współpracy, zgody. Twojego bycia z Nim w każdej sytuacji. Kiedy jest fajnie i niefajnie. Tego, żeby Go wielbić w każdej chwili. Nie jest to łatwe, prawda? Być z Nim, kiedy mam w sobie trąd jakiś. Kiedy jest jakiś dramat. A to wtedy trzeba z Nim być jeszcze bardziej.

Hołownia napisał w Holyfood:

Wielbić [Boga] to znaczy mieć wzrok utkwiony w Bogu i wierzyć, że jest dobry, mimo że właśnie w tej chwili zło kopie nas w tyłek, przekonując, że nie może być dobry, skoro jest wszechmocny, a jednak ktoś nas w tyłek kopie!
Gdy spotyka cię w życiu nieszczęście, na pewno przegrasz, gdy będziesz się w nie wpatrywać. Choćby się paliło i waliło: patrz nie na złego, lecz na Boga, bo tylko On może cię z tego wyciągnąć. Patrzeć Mu w twarz i krzyczeć z bólu? Też można.
(…) korzystniej jest jednak – uwaga, bo to jest naprawdę duchowy hardkor – Bogu dziękować. Literalnie ZA WSZYSTKO.  (…) Gdy jest fajnie, ale też kiedy jesteś świeżo po rozwodzie albo cię okradli, gdy umarło ci dziecko, samochód rozjechał twoje marzenia, bo właśnie jesteś sparaliżowany.

WOW.

Dziękowanie pomaga walczyć z trudnościami. Pomaga znaleźć wolność ducha nawet wtedy, jak coś mi w życiu nie gra. Dziękowanie pomaga zmienić perspektywę patrzenia i zaprosić Jezusa do tego, co słabe.

Więc takie dwa konkrety na ten tydzień. Uwaga. Będzie ciężko.

1. Zadaj se to pytanie: Co jest moim trądem? Co sprawia, że ludzie mnie unikają? Co ludzi ode mnie odpycha? Co mi odbiera życie? Co mnie boli? Trądem może być np. kręcenie się w życiu tylko wokół siebie, pragnienie bycia zauważonym za wszelką cenę, wywyższanie się, mędrkowanie, plotkowanie itd. Cokolwiek. Nazwij to wprost. Nazwij swój dramat.

2. A potem, leć do Jezusa i powiedz Mu: dziękuję! I Mu to daj. Znajdź na to parę minut dziennie, albo aplikuj lekarstwo od razu, jak się coś akurat zadziewa. To działa. Przekonasz się, jak spróbujesz.

I słowem zakończenia. To dziękczynienie Samarytanina jest określone greckim słowem eucharisteo. To dziękczynienie, które praktykował sam Jezus w rozmowie z Ojcem; to słowo, które oznacza Eucharystię. To na Mszy Świętej dzieje się jedno wielkie „dziękuję!”. Tu jest Twoja siła do bycia wdzięcznym, szczególnie za to, co jest trudne.

Nie musisz rozumieć. Ważne, że działa.

I pamiętaj, że nawet, jak się  wali i pali, to On zawsze jest obok Ciebie. Dla ludzi możesz być nieczysty, trędowaty, śmierdzieć smutkiem i oni mogą Cię nie chcieć. Ale nie On. Jezus zawsze staje przy Tobie i z chęcią dotyka Twej nieczystości. Bo Mu na Tobie zależy.

Ten, który do tej pory chodził napiętnowany cuchnącą śmiercią, teraz niesie zwycięski zapach Chrystusa (por. 2 Kor 2,14). Ten, co wcześniej musiał krzyczeć: „nieczysty, nieczysty!”, a następnie razem z dziewięcioma innymi wołał głośno o miłosierdzie, teraz wielkim głosem wielbi Boga. Doświadczył niesłychanego przemienienia, zmartwychwstania! Jednak na tym nie kończy się ta historia. Jezus pyta, gdzie podziało się pozostałych dziewięciu. Skonsumowali cud i wrócili do życia pod prawem grzechu. Tymczasem pełne zbawienie nie polega jedynie na pozbyciu się w sposób cudowny takiej czy innej choroby, ale na poznaniu i umiłowaniu Zbawiciela, i na trwaniu w komunii z Nim. Uzdrowiony Samarytanin jest odpowiedzialny za tamtych dziewięciu, którzy „nie mogą się wymówić od winy, ponieważ, choć Boga poznali, nie oddali Mu czci jako Bogu ani Mu nie dziękowali” (por. Rz 1,20-22). Otrzymuje od Jezusa misję: Idź! Znajdź tamtych, ciągle jeszcze zagubionych, pozbawionych wiary, którzy nie rozpoznali we Mnie Dawcy życia, ale potraktowali Mnie jak uzdrawiacza.
My także na końcu każdej Eucharystii słyszymy wezwanie Jezusa: „Ite, missa est!”  „Idźcie, oto was posyłam” [ ks. J. Maciąg ].

PS. Doczytaj sobie: KLIK.



Komentarze

Popularne posty