Mały, ale Wariat!



Łukasz 19, 1-10 

Co by doświadczać tego, że żywa kultura nie odnosi się jedynie do jogurtów, ale i do czegoś więcej, czasem se pójdę do teatru, czy kina. Albo na koncert. Jakiś czas temu z młodzieżą byliśmy na koncercie Ani Dąbrowskiej, tu w Łodzi. Ania świetną muzykę tworzy. I słuchanie jej było samą przyjemnością. Ale już patrzenie nie, bo… czasem nic nie widziałem. Z powodu mojego niskiego wzrostu. Dziś się z niego śmieję i robię sobie z tego powodu żarty, choć dawniej był dla mnie powodem wielkich kompleksów. No i mam taki problem właśnie. Że łatwo mi zasłonić widok. A jak jestem w kinie czy w teatrze, to się modlę żeby nikt wysoki przede mną nie usiadł, bo będzie po przyjemności.

Stąd, łatwo mi zrozumieć Zacheusza. A nawet czuję do niego sympatię. I z powodu wzrostu, ale i przeżyć. I też rozumiem tę jego nieustępliwość, ryzyko. Ileż razy ja musiałem się pchać, żeby coś widzieć. Pchał się i Zacheusz. Bo chciał widzieć Jezusa.

Zacheusz – kurdupel grzechu, którego Bóg podnosi i odradza do bycia gigantem serca.
Na Zacheuszu się zatrzymajmy. I spróbujmy się w jego sytuacji odnaleźć.

Jego imię ma dwa znaczenia: zakkai – oznacza: „czysty”, „niewinny”, a drugie Zecharja – „Bóg pamięta”. To znaczenie może dziwić, bo Zacheusz nie jest ani niewinny, ani fajny. Nie, jest gnidą społeczną. Jest przegrywem. Bo jest celnikiem. A celnik to ktoś, kto kolaboruje z okupantem (Rzymianie), zdziera kasę ze swoich (Żydów), dopuszcza się wielkich przekrętów finansowych, by móc odłożyć dla siebie sowitą sumkę. Nie jest lubiany przez ludzi. Wręcz przeciwnie: jest przez nich odrzucony, wyrzucony w samotność, patrzy się na niego z odrazą i nienawiścią. Jest zapewne też zakompleksiony (chociażby z powodu wzrostu). Pewnie nie lubi sam siebie. Swoje kompleksy zasypuje kasą. Normalnie beznadzieja i smutek.

Ale coś mu tam w sercu się rusza, bo słyszy o Jezusie i leci na łeb na szyję, by Go zobaczyć. I napotyka trudności. Jakie? Są trzy: niski wzrost, słaba duchowa kondycja, a w tym zły obraz samego siebie oraz: wrogość ludzi, których ma obok.

I tu do każdej z tych trudności zapodaję, co Papa Franciszek powiedział w Brzegach w czasie ŚDM’u:

1. Niski wzrost:

Zacheusz nie mógł zobaczyć Mistrza, ponieważ był niski. Także i dzisiaj może nam grozić, że będziemy stali z daleka od Jezusa, bo wydaje się nam, że nie dorastamy, bo mamy niską opinię o sobie. Jest to wielka pokusa, która dotyczy nie tylko samooceny, ale dotyka również wiary. Wiara mówi nam bowiem, że jesteśmy „dziećmi Bożymi: i rzeczywiście nimi jesteśmy” (1J 3, 1): zostaliśmy stworzeni na Jego obraz; Jezus nasze człowieczeństwo uczynił swoim a Jego serce nigdy nie oddzieli się od nas; Duch Święty chce w nas mieszkać; jesteśmy powołani do wiecznej radości z Bogiem! To jest nasza „postura”, to jest nasza duchowa tożsamość: jesteśmy umiłowanymi dziećmi Bożymi – zawsze nimi jesteśmy. Rozumiecie zatem, że brak akceptowania samych siebie, życie w niezadowoleniu i myślenie w sposób negatywny oznacza brak uznania naszej najprawdziwszej tożsamości: to jakby odwrócić się w inną stronę, kiedy Bóg chce, by na mnie spoczęło Jego spojrzenie, i to jakby chcieć zgasić marzenie, jakie Bóg żywi wobec mnie. Bóg nas miłuje takimi, jakimi jesteśmy, i żaden grzech, wada czy błąd nie sprawi, by zmienił swoje zdanie. Dla Jezusa – pokazuje to Ewangelia – nikt nie jest gorszy i daleki, nie ma człowieka bez znaczenia, ale wszyscy jesteśmy umiłowani i ważni: ty jesteś ważny! A Bóg liczy na ciebie z powodu tego, kim jesteś, a nie z powodu tego, co masz: w Jego oczach nic nie znaczy, jak jesteś ubrany, czy jakiego używasz telefonu komórkowego; dla Niego nie jest ważne, czy podążasz za modą – liczysz się ty. Takim, jakim jesteś. W Jego oczach jesteś wartościowy, a twoja wartość jest bezcenna.

Kiedy w życiu zdarza nam się, że mierzymy nisko zamiast wysoko, może nam pomóc ta wspaniała prawda: Bóg jest wierny w miłości względem nas, a nawet nieustępliwy. Pomoże nam myśl, że kocha nas bardziej, niż my kochamy samych siebie, że wierzy w nas bardziej, niż my wierzymy w siebie, że zawsze nam „kibicuje” jako najbardziej niezłomny z fanów. Zawsze czeka na nas z nadzieją, nawet gdy zamykamy się w naszych smutkach, ciągle rozpamiętując doznane krzywdy i przeszłość. Ale przywiązywanie się do smutku nie jest godne naszej postury duchowej! Jest to w rzeczywistości jakiś wirus, który zaraża i blokuje wszystko, który zamyka wszelkie drzwi, który uniemożliwia rozpoczęcie życia na nowo, ponowny start. Bóg jest jednak nieustępliwy w nadziei: zawsze wierzy, że możemy się podnieść i nie poddaje się, widząc nas przygaszonych i bez radości. To smutno, widzieć takiego młodego, bez radości. Jesteśmy bowiem zawsze Jego umiłowanymi dziećmi. Pamiętajmy o tym na początku każdego dnia. Warto, abyśmy co rana mówili w modlitwie: „Panie, dziękuję Ci, że mnie kochasz; jestem pewny że mnie kochasz, spraw bym zakochał się w moim życiu!”. Nie w moich wadach, które muszą być poprawione, ale w życiu, które jest wielkim darem: jest ono czasem, aby kochać i być kochanym.

2. Zły obraz samego siebie:

Zacheusz miał drugą przeszkodę na drodze do spotkania z Jezusem: paraliżujący wstyd. Już mówiliśmy o tym trochę wczoraj. Możemy sobie wyobrazić, co się wydarzyło w sercu Zacheusza, zanim wszedł na sykomorę – musiał stoczyć poważną walkę wewnętrzną: z jednej strony dobra ciekawość, by poznać Jezusa; a z drugiej ryzyko strasznej niezręczności. Zacheusz był osobą publiczną; wiedział, że próbując wspiąć się na drzewo, on, przywódca, człowiek władzy, stanie się śmiesznym w oczach wszystkich. Ale też był człowiekiem znienawidzonym. Niemniej przezwyciężył wstyd, ponieważ silniejsza była ciekawość Jezusa. Doświadczyliście, co się dzieje, kiedy jakiś człowiek staje się na tyle atrakcyjny, by się w nim zakochać: może się wtedy zdarzyć, że chętnie robi się coś, czego byśmy nigdy w życiu nie zrobili. Coś podobnego zdarzyło się w sercu Zacheusza, kiedy odczuł, że Jezus jest dla niego tak ważny, że zrobiłby dla Niego wszystko, ponieważ tylko On mógł go wyciągnąć z ruchomych piasków grzechu i niezadowolenia. I tak pokonał paraliżujący wstyd. Jak mówi Ewangelia Zacheusz – „pobiegł naprzód”, „wspiął się”, a potem, kiedy wezwał go Jezus, „zszedł z pośpiechem” (ww. 4.6.). Zaryzykował i zaangażował się. Również dla nas jest to tajemnica radości: nie gasić pięknej ciekawości, ale zaangażować się, aby życie nie było zamknięte w szufladzie. Przed Jezusem nie można siedzieć, czekając z założonymi rękami; Temu, który daje nam życie, nie można odpowiedzieć jakąś myślą lub zwykłym „SMS-em”!
Drodzy młodzi, nie wstydźcie się zanieść Mu wszystkiego, a zwłaszcza słabości, trudów i grzechów w spowiedzi: On potrafi was zaskoczyć swoim przebaczeniem i pokojem. Nie bójcie się powiedzieć Mu „tak” z całym entuzjazmem serca, odpowiedzieć Mu wielkodusznie, pójść za Nim! Nie dajcie sobie znieczulić duszy, ale dążcie do pięknej miłości, która wymaga również wyrzeczenia i mocnego „nie” dopingowi sukcesu za wszelką cenę i narkotykowi myślenia tylko o sobie i swojej wygodzie.

3. Ludzie:

Po niskiej posturze i paraliżującym wstydzie, jest też trzecia przeszkoda, której Zacheusz musiał stawić czoło, ale już nie w sobie, lecz wokół siebie. To szemrzący tłum, który najpierw go blokował, a później krytykował: Jezus nie powinien wchodzić do jego domu, do domu grzesznika! Jakże trudno jest naprawdę przyjąć Jezusa, jak trudno zaakceptować „Boga bogatego w miłosierdzie” (Ef 2, 4). Mogą wam stawiać przeszkody, starając się, byście uwierzyli, że Bóg jest daleki, surowy i niezbyt czuły, dobry dla dobrych a zły wobec złych. Tymczasem nasz Ojciec „sprawia, że słońce Jego wschodzi nad złymi i nad dobrymi” (Mt 5, 45) i zachęca nas do prawdziwej odwagi: byśmy byli silniejsi niż zło, kochając wszystkich, nawet naszych nieprzyjaciół. Mogą się z was śmiać, bo wierzycie w łagodną i pokorną moc miłosierdzia. Nie bójcie się, ale pomyślcie o słowach tych dni: „Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią” (Mt 5, 7). Mogą was osądzać, że jesteście marzycielami, bo wierzycie w nową ludzkość, która nie godzi się na nienawiść między narodami, nie postrzega granic krajów jako przeszkody i zachowuje swoje tradycje bez egoizmu i resentymentów. Nie zniechęcajcie się: z waszym uśmiechem i otwartymi ramionami głosicie nadzieję i jesteście błogosławieństwem dla jednej rodziny ludzkiej, którą tutaj tak dobrze reprezentujecie!

*

Przeszkody Zacheusz pokonał i doświadczył Bożego „wow!”. Pomogło Mu w tym spojrzenie Jezusa. Bo Jezus patrzy inaczej. Nie z góry. A z dołu właśnie. Bóg w mojej beznadziei patrzy na mnie nie wyniośle, ale wzniośle, bo wie, że ze mnie jeszcze coś dobrego będzie; bo wie, że nie jestem przegrany. Zacheusz to spojrzenie złapał i wszystko się zmieniło.

Zachęcam Cię dziś po pierwsze: do refleksji nad tym, co jest Twoją przeszkodą w zobaczenie Jezusa? Może te trzy powyższe, może coś innego?

I pytanie drugie: czy chcesz zaryzykować? Czy chcesz Jezusa zaprosić do swego domu, życia? Owszem, możesz coś stracić. Ale stracisz z chęcią, jak Zacheusz, który był bardzo hojny w oddaniu kasy ludziom. Stracił większość majątku, a zyskał zbawienie – Boże podniesienie. Pytanie: czy chcesz? Czy chcesz wleźć dzisiaj na drzewo, ponad swe przeszkody i szukać Jezusa?

*

Zacheusz otaczał się w życiu pieniędzmi może dlatego, bo chciał uleczyć swoje kompleksy, odrzucenie, pogardę ludzi. Jakby mówił im „ja Wam jeszcze pokażę! A co!”. Ale to nie było rozwiązanie. Dopiero odnalezienie w tym ludzkim odrzuceniu Jezusa – który Go kocha i przygarnia – sprawiło, że z kurdupla stał się gigantem.

I Bóg Ciebie kocha. Może jesteś kurduplem ducha. Może się otaczasz różnymi znieczulaczami. Ale wiesz – nie pomoże Ci to. Bo tylko Jezus Ci pomoże. Żeby tego doświadczyć, trzeba przejść z roli obserwatora, do roli aktywatora, który dla Jezusa zaryzykuje.

Zaryzykuj. Dla Jezusa. Idź za Nim. Możesz rozdać swój majątek, jeśli Cię niszczy. Możesz zerwać grzeszną relację, jeśli Cię niszczy. Możesz znaleźć godzinę w tygodniu, kiedy pójdziesz na adorację, kiedy poczytasz Słowo. Możesz tak wiele. Tylko zaryzykuj. Bo warto.

I pamiętaj, że On zawsze patrzy na Ciebie z zachwytem i miłością. Nawet jeśli jesteś więźniem swojej pracy, złej reputacji, samotności, grzechu. To On zawsze patrzy z zachwytem. Bo wie, że jest nadzieja. Bo wie, że Twoja przyszłość jest wspaniała. Trzeba tylko wleźć na drzewo. Wleźć do Jezusa.

*

Zacheusz był mały, ale Wariat. Wariat Boży. Postanowił zrobić krok. Krok wyjścia ze swej deprechy. Zaryzykował ośmieszeniem (i nie tylko). Rozpychał się tymi swoimi małymi łokciami, bo wiedział, że dla Jezusa warto.

Weź i Ty. Weź się rozpychaj łokciami. Bądź wariat. Bądź wariatka. Nie daj się swoim trudnościom

+


Tego dnia tłum osądził Zacheusza, spojrzał na niego z góry; Jezus przeciwnie, dokonał czegoś odwrotnego: spojrzał w górę na niego (w. 5). Spojrzenie Jezusa wykracza poza wady i widzi osobę; nie zatrzymuje się na złu z przeszłości, ale przewiduje dobro w przyszłości; nie godzi się na zamknięcia, ale poszukuje drogi jedności i komunii; pośród wszystkich, nie zatrzymuje się na pozorach, ale patrzy na serce. Jezus patrzy w nasze serca, w twoje serce, w moje serce. Z tym spojrzeniem Jezusa możecie sprawiać rozwój innej ludzkości, nie czekając na oklaski, ale poszukując dobra dla niego samego, ciesząc się, że zachowaliście czyste serce i pokojowo walczycie o uczciwość i sprawiedliwość. Nie zatrzymujcie się na powierzchni rzeczy i nie ufajcie światowym liturgiom pozorów, „makijaży” duszy, aby wydawać się lepszymi. Natomiast dobrze zainstalujcie połączenie bardziej stabilne, serce, które niestrudzenie widzi i przekazuje dobro. I tę radość, którą darmo otrzymaliście od Boga, proszę was, darmo dawajcie (por. Mt 10, 8), bo wielu na nią czeka! I to czeka jej od was.

Ps. Warto doczytać sobie: KLIK.

Komentarze

Popularne posty