Deadline



Łk 23, 44-46. 50. 52-53; 24, 1-6a

Mam taką niedobrą przywarę, że wiele rzeczy, które mam do zrobienia, odkładam na potem. A kiedy nadchodzi nieuchronny deadline, czuję na przemian frustrację, lęk i wiele jeszcze innych emocji. I ciekawe jest to, że ten schemat powtarzam, pomimo świadomości, że nie jest dobry.

I myślę sobie dzisiaj, że jest jeszcze taki jeden deadline, którego nie odłożę na potem. Ba, nie znam nawet jego terminu: śmierć. Moja. I ludzi, których mam obok.

Wobec śmierci możemy się czuć – i czujemy się – bezradni. Ona przeraża. Bo jest taka nieokiełznana. Tak niesforna. Tak inna. I ta bezradność dotyka nas samych (że kiedyś trzeba będzie wszystko zostawić – chociażby swoje ulubione książki!), i naszych bliskich, którzy już odeszli. Się tak czujemy. Ale…

Nie jesteśmy bezradni. Bo na tę bezradność śmierci jest Ktoś, kto sobie z nią poradził i ciągle radzi: JEZUS.

Chodzi za mną Ewangelia z pierwszej Mszy. I myślę o tych dziewczynach. Poszły do grobu, bo im tęskno za Zmarłym, i czują się bezradnie. Bo Jezus zmarł, a no dodatek Ktoś ciało wziął i ukradł. I w tę bezradność NAGLE wparowywuje Bóg i mówi: „spoko! Nie jest źle! Jezus żyje, a śmierć dostała kopa w…”.

A weź pozwól sobie dzisiaj na nadzieję, że jest coś poza tymi wszystkimi grobami. Weź popatrz poza grób. Wśród tych całych smutków (słusznych) za zmarłymi, pozwól sobie na myśl, że Jezus wygrał życie. Że w grobie Twoich bliskich nie leżą Twoi bliscy, tylko ich ciała, które powolutku się rozpadają. A ich dusze, oni sami, polecieli w inne, bardziej „nadziejne” miejsce.

Nie o grób chodzi. Chodzi o życie. A Jezus jest przecież Życiem.

I na ostatek, Hiob, bo on doskonale wiedział o co chodzi:

Lecz ja wiem: Wybawca mój żyje, na ziemi wystąpi jako ostatni. Potem me szczątki skórą odzieje, i oczyma ciała będę widział Boga. To właśnie ja Go zobaczę. [ Hi 19, 1. 23-27a ]

A jak Ci bardzo smutno za zmarłymi, albo przeraża Cię perspektywa Twojej śmierci, to pogadaj ze zmarłymi (tudzież świętymi) – tymi, co tam już po drugiej stronie są. A nuż staną Ci obok Twojego grobu i wleją nadzieję. I pokażą, że Niebo jest. I czeka na Ciebie z niecierpliwością.

Życie składamy w ręce osoby, która obdarowuje nas ciepłem, czułością, miłością. Umieranie jest dobre, gdy otacza nas miłość. Na Golgocie Jezus jest otoczony czułą, wspierającą miłością Ojca. W ciemności oddaje życie Ojcu. Z ciemności, którą przeżywa z Ojcem, która wypełniona jest miłością Ojca. Ciemności potrzeba przeżywać z Bogiem, aby mogły one zaowocować światłością.
W ciemności nie widzimy światła; to czas, stan nieobecności światła. Czas bólu, zmagań, odczuwania osamotnienia i samotności, a nawet doświadczanie bycia porzuconym przez Boga. W ciemności, będącej świątynią rozdziera się w nas serce, to, co najbardziej wrażliwe, czułe i piękne. Ciemność uderza w serce, raniąc je. I z tego zderzenia, poranienia, gdy serce woła "Ojcze", wyłania się światłość.
Nie może Jezus przeżywać ciemności bez Ojca, bez wypowiadania Jego Imienia. Wzywanie imienia Ojca sprowadza światłość. To Imię pozwala Jezusowi na oddanie życia. Trzeba wiedzieć komu należy oddawać nieustannie własne życie. To, komu je oddajemy ma wpływ na to, jak żyjemy, jak piękne jest ono. Kiedy wypowiadamy Imię "Ojciec", jest w nas życie Jego. To życie pozwala nam nie zniechęcić się, ani nie załamać [ o. J. Pierzchalski SAC ].

+


Jezus powiedział do swoich uczniów: «Niech się nie trwoży serce wasze. Wierzycie w Boga? I we Mnie wierzcie. W domu Ojca mego jest mieszkań wiele. Gdyby tak nie było, to bym wam powiedział. Idę przecież przygotować wam miejsce. A gdy odejdę i przygotuję wam miejsce, przybędę powtórnie i zabiorę was do siebie, abyście i wy byli tam, gdzie Ja jestem. Znacie drogę, dokąd Ja idę» (J 14, 1+)


Komentarze

Popularne posty