Kiedy mam Boga gdzieś...
Łk 19,41-44
Dwa tygodnie temu odbył się dla pierwszej grupy moich „bierzmaków”
kurs ewangelizacyjny, „Otwarte drzwi”. I jest tam w tym kursie taki moment,
kiedy przechodzi się do pustej kaplicy, w której czeka już wystawiony w
Najświętszym Sakramencie Jezus. No i ta moja młodzież (a w zasadzie niektórzy z
nich) weszła do tej kaplicy… jak bydło
do chlewu. Rozmowy, żarty, śmiechy. Niektórzy nawet przynieśli ze sobą
herbatę i położyli na ławkach. Na samej zaś modlitwie zachowywali się czasem,
jakby byli w barze na piwie. A Jezus se stał
na ołtarzy, i patrzył.
Usiadłem sobie na końcu kaplicy i chciałem ryczeć. Mówiłem sobie: „to bez sensu! Oni mają Go gdzieś!”.
I tak sobie dzisiaj myślę, że Jezus żywił w sobie niepojętą udrękę, kiedy
patrzył na Jerozolimę. Kiedy płakał nad nią, nad ludźmi. Kiedy miał w swym Sercu ból, że ludzie mają Go
gdzieś.
To Słowo dzisiaj stawia pytanie Tobie i mnie: czy mam Boga czasem gdzieś? Czy nie mówię
Mu niekiedy (brutalnie): „a weź Ty się odwal ode mnie!!”?
Popatrz w swe serce.
Bo jak tak masz, to trza się nawrócić.
Jerozolima padła, najpierw w roku 70, potem w 135 r. Totalna
rozwałka. Ale Jezusowi nie chodziło o cegły starożytnego miasta, a o cegły, które budują Twoje serducho. Bo On jest Jedynym, który może Cię wybawić,
ukochać najmocniej, unieść, uzdrowić – i przychodzi tylko po to: by Cię zbawić.
I Ty masz Mu moc odmówić.
*
Jezus pokazał, że nawet
z największej ruiny zawsze może powstać coś nowego. Bo czy nie jest
największą ruiną zabicie Boga, który przychodzi kochać? A On powstał z ruin
śmierci. I pokazał, że się da.
Dlatego, popatrz dzisiaj z nadzieją na wszystko. Nawet, jak
masz albo widzisz jakąś ruinę w życiu swoim czy innych. Bo On może zbawić.
*
Pod koniec ów adoracji, oddałem Jemu tego mego doła i On mi wlał
nadzieję. Że warto. Że nawet dla tego mojego bydła, które staram się kochać,
jest zawsze szansa. Bo jest.
*
On Cię dziś nawiedza. Przychodzi. Przyjmiesz czy Go wywalisz
za drzwi?
Jak rozpoznać Boże przyjście, Jego nawiedzenie? Bóg objawia swoją obecność przez pokój. Gdzie jest pokój, tam rozpoznany i przyjęty jest Pan. Nie rozpoznanie Bożego przyjścia jest powodowane trwaniem w niepokoju. Zakrywa on przed ludzkim umysłem i sercem rozumienie słowa Bożego. Bez rozumienia, nie ma pocieszenia, a człowiek pozbawiony Bożego pocieszenia nie jest zdolny przeciwstawić się sile niepokoju, jaki przychodzi od złego.
Niepokój w jakim człowiek trwa, niszczy go, na podobieństwo nieprzyjaciół liczebnych i dobrze uzbrojonych, oblegających miasto. Powala on człowieka, wprowadzając go w coraz to nowe upokorzenia, odbierając tym samym poczucie bezpieczeństwa, czyli tego, że Bóg go miłuje zawsze.
W stanie wewnętrznego niepokoju trzeba płakać nad sobą, jak i Jezus płacze nad nami. Łzy pozwalają przejrzeć na oczy, rozeznać pod czyim jesteśmy wpływem, pozwalają odgruzować zasypane serce, które przestało słuchać i wołać do Boga Żywego. Nasze łzy są wyrazem pokuty i wyznaniem miłości, a tym samym powrotem do utraconego pokoju. Wówczas Pan staje w obronie własnego "miasta", człowieka, którego po raz kolejny wybiera na swojego Pana i Zbawcę. [ o. J. Pierzchalski SAC ]
+
Komentarze
Prześlij komentarz