Menel.
Było to parę lat temu, kiedym był
jeszcze klerykiem. Gdzieś w okolicach Świąt Bożego Narodzenia umówiłem się na
spotkanie z przyjaciółmi, którzy wpadli do Warszawy. Umówiliśmy się „pod Gitarą”
– charakterystycznym miejscem niedaleko Dworca Centralnego, pod „Hard Rock Cafe”,
gdzie stała mega wielka gitara.
Wielu ludzi przechodziło. Ja
wypatrywałem tych moich pięknych, młodych i dobrze pachnących przyjaciół. Wtem zauważyłem,
że ktoś idzie w moją stronę. Ale nie moi przyjaciele, a warszawski menel,
tudzież żul. Wielu ich krąży wokół dworca. Kiedy zobaczyłem, że zmierza w moją
stronę, chciałem go olać i uciec. Ale postanowiłem sobie, że jednak nie ucieknę.
Że z nim pogadam.
Okazało się, że nie chciał
pieniędzy. Prosił o jedzenie, które mu dałem, bo akurat miałem przy sobie.
Pogadaliśmy. Posłuchałem historii faceta, który wykształcony, mający niegdyś
dobrą posadę i rodzinę, trafił na ulicę. Słuchałem historii gościa, który był
brudny, śmierdział i nie wzbudzał miłych odczuć. Ale miał wielkie serducho. Na
koniec rozmowy uścisnąłem jego brudną dłoń, uśmiechnąłem się, spojrzałem mu w
oczy. Poszedł w miasto.
Łapię się na tym, że można pomagać takim ludziom na dwa sposoby
(jeśli już się na to decydujemy). Pierwszy
to taki na „odwal się”. Rzucisz parę monet, byle by się gościa pozbyć. By mieć
problem z głowy. To taki rodzaj pomocy, kiedy niby pomagasz, ale z góry – z pozycji kogoś lepszego, mocniejszego,
„prawilnego”. Efekt jest taki, że może i się pomoże, ale przy okazji i zgnoi.
Drugi polega na uniżeniu. Zamiast rzucić parę złotych, można
spędzić czas z takim oto „żulem”. Usiąść na murku, stanąć pod warszawską gitarą
i pogadać. Posłuchać. Kupić jedzenie i zjeść z nim. Uścisnąć dłoń, a nawet
przytulić. Spojrzeć w oczy i dostrzec coś więcej niż smród, własny wstręt i
potargane łachmany.
Myślę o tej sytuacji w te Święta.
Bo na tym chyba trochę polega Boże Wcielenie: że Bóg przychodzi do Ciebie i mnie – żuli codzienności, którzy żebrzą w
świecie o odrobinę ciepła, siły, miłości, ratunku i tak często nam nie
wychodzi. Jesteśmy takimi – za przeproszeniem – menelami, z powodu własnych grzechów i słabości. Serca mamy nieźle
potargane. A Bóg wpadł na niezwykle
pokręcony pomysł, żeby nam pomóc w tym wszystkim. Nie z pozycji siły (a
mógłby), a z pozycji uniżenia (bo chciał).
Boże Narodzenie to moment, kiedy
Bóg pada na Twoją glebę, by Ci pomóc z niej wstać. Ogarniasz to?! Ja nie
zawsze.
Święty Augustyn w V wieku, powie:
"Przebudź się, człowiecze: dla Ciebie Bóg stał się człowiekiem! "Zbudź się, o śpiący, i powstań z martwych, a zajaśnieje Ci Chrystus". Dla Ciebie, powtarzam, Bóg stał się człowiekiem.
Umarłbyś na wieki, gdyby On nie narodził się w czasie. Przenigdy nie byłbyś wyzwolony z ciała grzechu, gdyby On nie przyjął ciała, podobnego do ciała grzechu. Byłbyś skazany na niemiłosierną wieczność, gdyby Bóg nie okazał Ci wiecznego miłosierdzia. Nie byłbyś przywrócony życiu, gdyby On nie poddał się dobrowolnie prawu śmierci.
Bez Jego pomocy byłbyś zgubiony, zginąłbyś, gdyby nie przyszedł.
(...)
A jeśli chcesz wiedzieć, jaka jest w tym Twoja zasługa, jaki powód tak wielkiego daru i jaka Twoja sprawiedliwość, to doszukując się przyczyn, nie znajdziesz nic innego, jak tylko łaskę Boga". [Kazanie 185].
No, gdyby nie On, to byśmy pewnie dalej łazili w łachmanach. Dalej byśmy byli żulami bez perspektywy. A tak, On przychodzi by podnosić.
I jeszcze Słowo, które wczoraj
mnie pierdyknęło, kiedy wchłaniałem Nieszpory przed Mszą Pasterską, z Psalmu:
113:
Kto jest jak nasz Pan Bóg, który mieszka w górze * i w dół spogląda na niebo i na ziemię? Podnosi z prochu nędzarza * i dźwiga z gnoju ubogiego, by go posadzić wśród książąt, * wśród książąt swojego ludu. Tej, co była niepłodna, każe mieszkać w domu * jako matce cieszącej się dziećmi.
Żyjesz czasem w gnoju, co? Mnie
się zdarzało i zdarza. Tyle spraw potrafi nas zwalić z nóg. Tyle jest grzechów,
które nas niszczą. Tyle lęków, które odcinają skrzydła. Tyle wątpliwości, które
pożerają nadzieję. To jest normalnie
gnój… Pochodzę z wioski, i pamiętam dobrze zapach gnoju, który rolnicy
wywalali na pola. Niezbyt przyjemny.
No i po to On przyszedł kiedyś jako Dziecko, Człowiek i ciągle
przychodzi w sakramentach Kościoła, w chwilach modlitwy i na wiele jeszcze
innych sposobów: by Cię z gnoju podnieść.
Bo nie dla gnoju Cię stworzył, a dla
chwały. Może warto w te Święta o tym pomyśleć: Wszechmocny Bóg stał się jak Ty, by Ci pomóc. Postanowił stanąć obok
menela, stać się jak On i pomóc naprawdę. Dał się zranić, a potem zabić.
Wszystko dla Ciebie.
Gnój ma tę właściwość, że użyźnia glebę. Śmierdzi i odpycha, ale swoją
dobrą robotę, robi. I to jest myślę kolejna prawda Wcielenia: Jezus pokazuje, że nie wszystko jest
jeszcze przegrane. Może Tobie tak się dziś wydaje, tak to widzisz, ale nie
dla Niego. On jest niezwykle nieustępliwy w walce o Ciebie. On wie, że możesz ze swoich porażek i
grzechów wynieść coś dobrego, jeśli tylko będziesz szczerze Go w tym wszystkim
szukał.
*
Weź w te Święta – pomiędzy sernikiem
a piernikiem – pomyśl o tym: On jest blisko. Oszalał. Na Twoim punkcie. Dał
Ci niezwykły powód swojej atencji względem Ciebie. To Ci pomoże po Świętach. Bo
niedługo serniki się skończą, choinka padnie, rodzina rozjedzie i będzie
szarówka. Mogą przyjść takie szczepanowe doświadczenia (poczytaj se Słowo na 26
grudnia). Ale będzie w tym wszystkim z Tobą Twój Bóg. Twój Emmanuel.
Będzie blisko.
+
Komentarze
Prześlij komentarz