wyskocz z butów!




J 20, 19-23

Może jest Ci znana osoba Dobromira Makowskiego. Znam go osobiście, razem nawet trochę podziałaliśmy, kiedy byłem jeszcze w Łodzi. Jego historia życia jest w sumie bardzo tragiczna. W swojej książce, która niedawno się ukazała, pisze:

Bałem się. Potwornie się bałem. Ojca, który nie skąpił pasa. Matki, która wybrała alkohol zamiast swoich dzieci. Opiekunów w pogotowiu opiekuńczym. Wychowawców w domu dziecka. Braku akceptacji. Chciałem zabić ten strach, przestać go czuć! Zacząłem kraść, bo chciałem być taki jak koledzy. Zacząłem pić, zacząłem ćpać. Gdzieś miałem naukę, bo kim ja mogłem zostać. Od małego słyszałem tylko: „Skończysz jak matka”. Słyszałem to tak często, że aż sam w to uwierzyłem.

Wtedy, gdy byłem już na dnie i myślałem, że gorzej być nie może, zmarła mi mama, zmarł mi tata. Zrozumiałem, że nie mogę żyć tak jak oni! Że nie jestem na to skazany, bo to ja wybieram swoją przyszłość. To nie było proste. Ciągle nie jest, ale dziś już wiem, że jest możliwe. Możliwe jest powstanie z cmentarza.

A to powstanie z cmentarza dokonało się wtedy, kiedy spotkał Jezusa, który go uzdrowił z jego nałogów, ran i wlał mu siły, żeby ewangelizować. Dzisiaj Dobromir działa jako pedagog, opiekun młodzieży, zbiera ludzi z ulicy i pomaga wstać na nogi.

Czemu ja o tym? Bo jego historia i codzienne życie, to dla mnie zobrazowanie fenomenu Zesłania Ducha Świętego, jego wkroczenia w życie człowieka. Zesłanie Ducha Świętego to przejście z ciemności, bylejakości, grzechu do mocy, siły i ewangelizacji; to jest doświadczenie działania Ducha Świętego w codzienności.

Ta liturgia Słowa mocno o tym dzisiaj mówi: że Bóg jest mocen wyprowadzić nas z naszych lęków i chrześcijańskiej bylejakości do postawy mężnego świadectwa i pełni życia – pomimo różnych naszych trudności, których doświadczamy.

W Dziejach Apostolskich widzimy apostołów – ludzi, którzy siedzą w zamknięciu i czekają. Spotkali już Jezusa, ale jeszcze czegoś im jakby brak. Siedzą i trzęsą portkami. Brak im pewnej odwagi, pewnego rozrusznika, który by ich wystrzelił w świat. W tym trudnym położeniu modlą się i doświadczają mocy Ducha, i jak wiemy, dopiero potem są w stanie wyjść i odważnie Jezusa głosić. Przechodzą od lęku do odwagi.

W Ewangelii zaś mamy scenę przed Zesłaniem. Apostołowie też siedzą w zamknięciu. I pośrodku ich tego całego lęku, doświadczenia porażki, cierpienia staje Jezus i daje im Ducha.

Myślę, że spokojnie możemy się z nimi utożsamić. Z naszą wiarą też może nie jest najlepiej. Brak nam odwagi, szczerości. Może jesteśmy jacyś tacy bylejacy w chrześcijaństwie. Może zatrzymaliśmy się na etapie babcinych rad (moja tak mówiła), że funkcjonujemy w wierze w schemacie: siusiu, paciorek i spać. Swoje odklepać i mieć spokój. A Bóg chce naszego życia, mocy. Chce żeby to wszystko było takie żywe.

A żeby było żywe, to warto dzisiaj prosić Go: przyjdź do mojego życia i zrób mi Zesłanie. Ześlij na mnie moc, żebym już się nie trząsł jak galareta w swojej wierze. Żebym doświadczał Twego działania. Żył naprawdę.

Chcesz? Jeśli odpowiesz twierdząco, to zacznie się przygoda. Może trudna, ale jednak najlepsza przygoda życia. Bóg może zadziałać w samym środku Twego lęku, tu i teraz. Jeśli tylko się zgodzisz. Dobromir powiedział mi niedawno, że Duch Święty to nadzieja w krytycznych sytuacjach. Nadzieja, która nigdy nie może zawieźć. Dlatego warto Go zaprosić. I prosić żeby Cię wyrwał z butów Twoich przyzwyczajeń, lęków i ran. 

+

Komentarze

Popularne posty