biegnij, ufaj!



Mk 6, 1-6

Najpierw historia, prawdziwa.

W Australii odbywa się jeden z najcięższych maratonów świata. Do przebiegnięcia jest 875 km, z Sydney do Melbourne. Ja bym nie przebiegł 10 km, a tutaj taki hardcore. W biegu tym występowali sami profesjonaliści, ludzie dobrze przygotowani, obstawieni przez sponsorów – po prostu do tego przygotowani. Jednak – w 1983 roku na linię startu stawił się niejaki Cliff Young, farmer. Gość prawie 60letni, w gumiakach, w stroju farmera. Myślano, że przyszedł po autografy, a on przyszedł wystartować. Oczywiście, wyśmiewano go, lekceważono, bo go znano i wiedziano, że nie da rady. Stał się pośmiewiskiem. Bo żaden z niego biegacz.

Oczywiście, już na samym początku wszyscy go wyprzedzili, bo gość nie tyle co biegł, a truchtał. Ale… Rytm maratonu wyglądał tak, że zawodnicy po morderczym biegu za dnia, musieli spać minimum 6 godzin w nocy, żeby nie paść ze zmęczenia. Cliff jednak, chyba o tym nie wiedział, bo sobie i nocami truchtał. I tak, pod koniec maratonu, okazało się, że Cliff tym swoim truchtem wyprzedził wszystkich wypasionych biegaczy, i to o wiele godzin, a sam dystans tych 875 km pokonał w ciągu pięciu dni, 15 godzin i 4 minut. Wynik lepszy o 2 dni od innych uczestników. Cliff stał się oczywiście bohaterem Australii. A sekret jego tkwił w tym, że jako farmer musiał nieraz zaganiać swoje owce na pieszo nawet przez parę dni (bo nie miał ani ciągnika, ani psa).

Zwykły człowiek, w którym tkwiła niezwykła siła.

Coś takiego dzieje się u Jezusa, w tej Ewangelii. Jezus przychodzi do swoich, którzy Go „znają” – od dzieciaka. A przychodzi – to można doczytać we wcześniejszych perykopach – od ludzi, którzy nie znając Go wcześniej, uwierzyli w Jego moc i miłość. Przed przyjściem do Nazaretu, mamy wydarzenia takie jak: wskrzeszenie córki Jaira, liczne uzdrowienia, cuda. I ukazuje nam się tu taki ciekawy kontrast dwóch grup ludzi:

1. Ci, którzy słuchają Jezusa, wierzą Mu, szukają Go, okazują Mu szacunek, swoje zdumienie, ufają Mu – i to skutkuje wieloma cudami, doświadczeniem mocy Boga

2. Ci, którzy są „ziomkami” Jezusa, a jednak wątpią w Jego moc, nie ufają Mu, bo Go „znają”; kwestionują Jego związek z Bogiem, moc. I to skutkuje… niczym. Jezus nie może tam – bo ludzie tego nie chcą – „zdziałać żadnego cudu”.

Pytanie, które warto sobie dzisiaj postawić: w jakiej grupie ja się znajduję? Czy jestem kimś, kto jest otwarty na działanie Jezusa, czy jednak tkwię w jakimś takim gadaniu „tak było, tak jest, tak będzie, zło i cierpienie wszędzie?”. Czy może nie wpadłem w swojej wierze w jakieś przyzwyczajenie, i jestem jak śnięta ryba? Może moja wiara padła? Może nie ufam Jezusowi?

Ks. Józef Maciąg w komentarzu do tej perykopy pisze ciekawe słowa:

Gdy Jezus zawitał do rodzinnego Nazaretu i zaczął nauczać w synagodze, nie znalazł wiary, ale zdziwienie i konsternację. On był dla nich zbyt swojski, by mogli zaakceptować fakt, że w Jego osobie przyszło do nich królestwo Boga, zbawienie zapowiadane przez proroków. Znali Go – w swoim mniemaniu – zbyt dobrze, by uznać w Nim Tego, kim istotnie był. Żył wśród nich od dziecka, był dla nich sąsiadem i kuzynem, razem z nimi uczył się czytać, a Jego ręce ‑ to były twarde ręce cieśli. Nieraz zamawiali u Niego jarzmo dla wołów albo naprawę drzwi. Przypuszczenie, że Bóg mógł żyć w taki sposób, ukryty między nimi, przez trzydzieści lat, wydawało się im skandalem, dlatego wątpili w niego. To niemożliwe, żeby Bóg stał się aż tak bliski, żeby dzielił z nimi ludzki los, potrzeby fizyczne, słabości i trudy, proste radości i podatność na zranienie, a wreszcie śmierć samą.
Nie potrafili przyjąć na serio Jego nauki, a w konsekwencji ‑ nie mieli wiary potrzebnej, by otworzyć się na łaskę uzdrowienia i uwolnienia, która tak wspaniale manifestowała się w niedalekim Kafarnaum. Nie mógł dokonać wśród nich żadnego cudu [ KLIK ].

Przyzwyczajenie, trwanie w zwątpieniu, rutyna, złe nastawienie – w życiu duchowym czynią popłoch. Jakby „wiążą Bogu ręce”. Tam, gdzie brak jest mojego zaufania, zwierzenie, otwarcia się na Jezusową łaskę, tam brak zwyczajnie cudów – tych wielkich, jak i małych.

Ja widzę w tym Słowie dzisiaj taką wielką zachętę ze strony Boga, żeby prosić Go o łaskę odnowy mojej wiary. Żebym nie bał się wierzyć pełną piersią, z życiem, z entuzjazmem, z zaufaniem. Jeśli to moje chrześcijaństwo jest jakieś takie oklepane, to trzeba w nie wprowadzić świeże powietrze. A Bóg to może zrobić.

*

Cliff, zwykły farmer, miał w sobie wielką moc. Jezus, zwykły cieśla z Nazaretu, miał w sobie wielką, Boską moc… Bóg jest obecny w tym, co zwyczajne i proste, w moim dzisiaj. I jeśli tylko Mu uwierzę, On zacznie działać cuda w moim życiu. Da mi prawdziwe życie. Warto, prawda?

+


Komentarze

Popularne posty